Cześć Kochane Laseczki :*
Nie wiem co się dzieje z moją wagą... Już w domu jestem od jakichś 3 tygodni... Ćwiczę znacznie więcej (jakies 2-3 dziennie, wiec znacznie wiecej niz w czasie roku akademickiego ), jeżeli chodzi o dietę to też oczywiscie jem duzo białka, chude mięso, ryby, gotowane oczywiscie na parze, aczkolwiek wpadnie mi czasem coś słodkiego , ale w rozsądnych ilościach ( ale całkowicie niestety uzależniłam się o ciasteczek owsianych z bakaliami.. jak je upiekę to mam doslownie je na 2 dni bo nie moge sie powstrzmac ... :P ale robie je dlatego bardzo rzadko :P )
Moja waga nie chce pokazać upragnionej 6 z przodu.. do wyjazdu został mi tylko miesiąc... bardzo chciałabym przez ten czas stracić jeszcze tak z 3 kg... i ważyć to 67kg.... Nie wiem co mam zrobic... ? Czy ćwiczyc jeszcze wiecej? mniej jesc? ( teraz jem tak 1500-2000kcl)... Juz sama nie wiem... Mialyscie tez taki dlugi zastój na wadze....?
A co do drugiej części tematu ostatnio miewam takie wahania... Czasem myśle sobie: " No schudłam to 20 kg, teraz wyglądam naprawdę dobrze... mogę góry przenosić, jestem taka szczęśliwa, czuję się tak lekko i wspaniale", a znowu za chwile patrze w lutro i widzę te "kolumniaste" nogi.. i jeszcze ten nie do końca zadowolający brzuch... cały czar pryska... a jak jeszcze sobie pomyśle, ze za miesiąc już będę mieszkać w Hiszpani.. plaża... itd a ja mam się pokazać w stroju kąpielowym to aż mnie strach ogarnia i pewność siebie niknie w mgnieniu oka... Już wiem że przez ten miesiąc dużo nie zdziałam, a tam to już wgl będzie mi pewnie pomału szło... Chyba muszę się przyzwyczaić do myśli ze narazie tak będę wyglądać i zaakceptować siebie w tym momencie (oczywiscie nie skonczyla sie moja przygoda z odchudzniem i walką o idealne ciało.. chodzi mi tylko o to żeby na dzien dzisiejszy jakos przekonać się mimo wszystko do mojego ciała, żeby nie zamknąć się w domu w Hiszpnii i nie chodzić stale w długich spodniach i spódnicach)... Mój największy kompleks to nogi :/// Dla porównania.. W talii mam 64 a w udzie 58, w łydce 42... więc te wymary mówią same za siebie... moze niedługo dodam zdjęcie moich nóg żeby Wam zobrazowac o co mi chodzi... ale troche sie boję...
Podsumowując moje gadanie... Jedno wiem na pewno... Dzień w którym rozpoczęłam odchudzanie, walkę o nową siebie.. był to najlepszy dzień w moim życiu... Te wszystkie wyrzeczenia... strumienie potu warte były tych 20 kg... Tak jak się czuję teraz a tak jak sie czułam wtedy to niebo a ziemia... :) Ja będę walczyć dalej.. walczyć do końca, az nie popatrze w lustro z myślą : " No .. teraz wyglądam dobrze.. mogę założyć co tylko zechcę, a te wszystkie szczapy, które dokuczały mi w dzieciństwie mogą mi tylko pozazdrościć".
Także jeżeli brakuje Ci motywacji, jeszcze zastanawiasz się czy rozpocząć odchudzanie... czy braknie Ci sił... pomyśl sobie.. każda z nas, która zaczynała była w tym samym momencie co Ty...Pomału.. byle do przodu... Do przodu, w kierunku lepszego życia... Tak.. LEPSZEGO życia... z ręką na sercu... i biorąc na siebie pełną odpowiedzialnością mówię: szczupłe jest lepsze ( pod każdym względem: zdrowie, uroda, samopoczucie itd... oczywiscie mam na mysli ładne kształtne wysportowane ciało a nie chodzące kości... :) )
Ależ się rozpisałam :P
Buziaki :* :*
Trzymajcie za mnie kciuki :)
sectet
26 lipca 2013, 09:01Więc ja bym ograniczyła kalorie do 1500 kcal i proponuję orbitrek bo rusza Ci całe ciało!!!!!