W tamtym tygodniu nawaliłam, przegrałam z moją słabą wolą, bo było trochę świętowania, trochę odpoczynku, jedzenia na mieście... Ale i tak nie było aż tak hardkorowo jak na mnie :) Był burger wołowy w bułce żytniej i fast-food'owa zapiekanka. Robiłam też spaghetti, ale w okrojonej wersji - z makaronem razowym, bez sera, z chudym mięsem mielonym, a sos zrobiłam sama z pomidorów. Jeszcze jakiś czas temu kupiłabym słoik z łowicza,pół kilo żółtego sera i biały makaron :D Waga spadła niestety tylko o 0,2, ale cieszę się że spadła a nie wzrosła... Ważę teraz 61,4. W niedzielę i we wtorek udało mi się odejść od pracy i się poruszać - zrobilam 14 km na rowerze, chodziłam z kijkami... dzisiaj tez na pewno się ruszę.
Włącza mi się slubne cisnienie. Do wesela został rok, moja wymarzona suknia będzie wyglądała dobrze tylko na mega szczupłej sylwetce, ale dojdę do niej, bo bym sobie tego nie darowała.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
melvitka
8 czerwca 2016, 17:05No to powodzenia :)