Waga znowu powyżej 71 - to od historii z crissantami.
Mam wrażenie, że jestem jak niezdarny "wspinacz" - Idę w górę powoli, wspinam się mozolnie, dużo mnie to kosztuje i daje dużą radość, ale gdy raz się pośliznę lub chociaż zawaham to lecęęęęę na sam dół, nie próbuję się ratować, łapać. Na samym dole zazwyczaj sobie jeszcze trochę "poleżę" czytaj nażrę i znowu podskakuję, żeby się czegoś chwycić....
Urzekła mnie moja historia, hihihihihi
Na marsz 8km jeszcze się nie zdecydowałam, ale w niedzielę zrobiłam próbę na 4km i bardzo jestem kontenta
Wczoraj maszerowałam po sklepie - specjalnie postawiłam samochód na końcu parkingu żeby zrobić większe kółko, szkoda że nie mam krokomierza.
Zauważyłam, że mam problem z wygospodarowaniem czasu dla siebie.
Rano - praca, a nie jestem w stanie zwlec się z łóżka wcześniej - już próbowałam
Jak wracam z pracy (zwykle trochę po 15) obiad, małe ogarnięcie domu i domowników, wspólna kawa ... chwila odpoczynku i tak do 17tej .
Potem zawsze coś do zrobienia, albo gdzieś trzeba jechać ... i jest wieczór.
Gdy tak piszę to zastanawiam się czy to niezorganizowanie??? czy wymówki???
renianh
2 października 2012, 21:06Ja wolę poćwiczyć rano jest później energia na cały dzień i choć nienawidzę wczesniej wstawac ,niechętnie wstaję na dzwięk budzika bo nie mam wyjścia muszę zdążyć na zajęcia.Swoją drogą mam dobrze że nie pracuje od świtu.
eludek
2 października 2012, 10:06Hej Wspinaczu! Wiesz jak się zdobywa najwyższe góry na świecie? Nigdy na raz. Powyżej 5 tys. metrów, podchodzisz kawałek, a potem się cofasz, żeby przyzwyczaić organizm do warunków, zebrać siły i podejść znów kawałek, potem znów trochę się cofnąć. I tak do samego szczytu. I tak jest w życiu generalnie, nie tylko we wspinaczce. Grunt, że jak se poleżysz, to zbierasz się i ruszasz znów pod górę. Tylko ten szczyt w głowie trzeba mieć.
gzemela
2 października 2012, 09:39Dlatego najlepsze są zajęcia grupowe. Jak już człowiek kupi karnet, to jakoś się zorganizuje :-)