Przekonałam się ze ruch w pracy daje guzik. Mimo, ze dużo chodzę, stoję i noszę, czasem nawet dzwigam to jednak nie jest to wysiłek przysparzający o ciurek potu między łopatkami. Dlatego zapowiedziałam sobie okołogodzinny ruch nogami na rowerku. Nawet mi dobrze szło, gdy zreflektowałam sie ze rowerek gibie sie na boczki. Uprzejmie poprosiłam swojego majstra domowego o dokrecenie odpowiednich śrubek i że akurat dysponował czasem wolnym, szybko zdiagnozował, ze rowerka boli rura główna pionowa stabilizujaca, która wymaga przyspawania do rury poziomej i to w trybie pilnym. I tak to moja pomoc niezbędna w odchudzaniu poszła do kąta. A że Tomasz akurat powrócił do ciężkiej pracy przy zmianie opon... obawiam się ze naprawa zostanie odsunięta... chociaz z drugiej strony, skoro właściwie mamy spawarkę w domu... ale w sumie, przecież w mieszkaniu spawać nie będzie.. No zobaczymy. Moim zadaniem jest teraz podkręcanie pozytywnej atmosfery i zachęcanie Tomka do odpalenia wreszcie nowego sprzętu do spawania, który po 3 miesiącach od zakupu dobrze by było wypróbować. Poki co przytargałam z piwnicy steper i sobie na nim spaceruję, na początek po 20 minut dziennie a ponadto poluję na jakis porzadny orbitrek na naszym lokalnym używaku. Pamiętam ze przed wakacjami byliśmy tam z Tomkiem i stał śliczny, taniuśki ale jakoś nie kupiłam, w końcu mam i seper i rowerek a wiadomo czy ja w ogóle będę na tym ćwiczyć? Duże toto i bedzie gracić w mieszkaniu a jeszcze Tomek popukał sie w czoło, czym utwierdził mnie w niekupieniu. A teraz żal mi tyłek ściska!!! Mogłam go kuuuupić!!! No i teraz muszę sobie coś upolować a wiem ze tam często sprzęty bywają, jednak nie zawsze pierwszej świezości i sprawności.
Dobra, podsumowujac, mam chęci i zapał oraz pozytywne nastawienie, więc waga powinna sama spaść. Ilość słodyczy ograniczyłam do "raz dziennie", w pracy pojadam owoce i zmniejszyłam porcję obiadową. Zawsze jak idę do mikrofali z posiłkiem to myślę sobie: k...wa, przeciez ja sie tym nie najem... To chyba dobry znak? Dopycham sie herbatą, jabłkiem i rodzynką.
Rozpoczynam dzisiaj rybny miesiąc, bo wczoraj Tomek kupił 9 kilowy klocek zamrozonej białej ryby. Do tego jem rybę regularnie 2 razy w tygodniu w pracy, na szczęście bardzo lubię i wzdrygać się nie zamierzam. Lecę ogarniać teren nim Tomasz wróci z pracy no i przeciez spodziewa sie rybki na obiad... Albo jeszcze nie. Bo o tej rybce miałam opowiedzieć. Wrócił Tomek wczoraj z pracy dużo póżniej niż zwykle w lekkim popiwkowym humorku, szaleństwo istne z dziewczynami wyprawiał, kazał się rzucać ze stołu na gółwkę itakie tam... Pomyślałam, zmęczą się to szybciej zasną. I nagle dzwoni telefon Tomasza a ten gada, ze już, już za 10 minut będzie na miejscu. I zakłada kurtkę, buty ale ciagle w gaciach, bo spodnie już zzuł uprzednio. Ja tymczasem, w koszulce nocnej, zwracam się z pytaniem: a dokad to? i co? może samochodem chcesz jechać? On sie pacnął w głowe i mówi, ze fakt, przeciez pił piwko, to sie ubieraj kobieto, musimy odebrać rybę. Zostawiliśmy więc dziewczyny każąc oglądać bajki i obiecując ze zaraz wrócimy. Z lodami! Ten to zawsze naobiecuje. Sprawnie poszło, rybka juz w samochodzie a my na stację paliw, bo przecież Pieczarkom obiecał. Kupił 2 KitKaty z masłem orzechowym i podwójną paczke paluszków, bo głodny. Ja dzielnia! wspaniałomyślnie odmówiłam spożycia, bo ząbki już wyszczotkowane, godzina późna, spać zaraz idę, nie bede na noc jadła.Wiadomo, oklaski! Swoją połówkę batonika zostawiłam na dziś do kawy. Taka jestem. Wróciliśmy, obdarowaliśmy dziewczyny gryzkiem słodkości, ząbki, siusiu i wszyscy spać. W piątki i soboty ciasnota ogromna w naszej sypialni bo śpimy wszyscy razem na kupie. I nagle jasność w skroniach: a ryyyyba gdzie?! No ba! w samochodzie. 9 kilo akurat do rana byłoby rozmrozone i smrodek w aucie w sam raz rybny i jeszcze trzeba by wszystko naraz zjeść, no chyba zebym się zdecydowała ponownie zamrozić. No nic, wstałam, przydzwigałam, podzieliłam na porcje, umieściłam w zamrażarce i TERAZ idę przygotowywać rybkę na obiad. Dla mnie z piekarnika, wszak dbam o linię.
Pozdrawiam o kilo szczuplejsza.
Anka19799
22 listopada 2012, 23:05No przeciez obiecal Piczarkom lody... o smaku rybnym ;)))
aganarczu
11 listopada 2012, 00:03dzieki. Z porodu jestem bardzo zadowolona i naprawde to zuplenie inna bajka rodzenie tutaj a rodzenie w PL. Musze powiedziec, ze podobalo mi sie i wcale sie nie dziwie, ze Islandki i Polki tak chetnie tu rodza.
Jutkacwiczy
6 listopada 2012, 14:26He he ja załatwiłam jeden stepper. Się jakos rura złamała. Słaby był......
calineczkazbajki
27 października 2012, 15:50:D dobrze ze sobie przypomianałaś o rybie bo inaczej musiałabys zrobić fish-party :D
nanuska6778
27 października 2012, 15:39Ale co Ty zrobisz z 9kilowym klocem rybnym??? Pila bedziesz ciela??? Nam kiedys wujek Byczka podarowal 9kilowa dynie i wlasnie cielismy pila:-) Pozdrowionka i fajnie, ze jestes:-)