Planowałam...
...leniwy tydzień a wyszło jak zawsze. Dzisiaj byłam na wyjeździe i do piątku codziennie minimum 110 km od domu się szykuje, bo me dobre serce współczuje innym i daje im urlopy a dla mnie urlop pracowników = zastępstwo. Do tego jutro wyskoczył Wrocław, nie cierpię tej niepewności, o której wrócę, czy zjem, czy uda mi się zjeść. Dzisiaj wróciłam o 19 i zmieszałam to czego nie dojadłam wczoraj z fasolką, którą zrobiłam mojemu na obiad. W sumie jak na mieszankę fasoli czerwonej, szynki, cebuli, przecieru, kurczaka i grzybów...wyszło wyśmienicie ;) Porcja też znośna, więc nawet chyba nie przegięłam. Tyle że kupiłam Belvitę ze śmietankowym nadzieniem mojemu i chyba jedna partia zamieni mi wieczorną przekąskę. Silna wolo gdzie jesteś?
Tyle dobrze, że przynajmniej ominie mnie tłusty czwartek w moim oddziale i zamiast 5 zjem 1-2 pączki :P
Jakoś rodzi się we mnie obawa przed kolejnym ważeniem... Niby nie porzuciłam dobrych nawyków a jak sobie na coś pozwalam, to w granicach przyzwoitości a jednak boję się, że się wkurzę w piątek.
Taka paranoja a co, okres idzie, to wszystko powoli mi szarzeje :P
am3ba
10 lutego 2015, 22:12Jeśli jadłaś rozsadnie to mysle, ze waga nie zrobi Ci zadnego chamstewka. A dodatkowo lepiej sie wkurzać jak już bedzie na co, bo moze nie bedzie na co:). Fajna fotka :)
thewonder
10 lutego 2015, 22:59Dzięki :) stwierdziłam, że się urealnię ;)
am3ba
11 lutego 2015, 07:02Fajnie :)