Zaliczyłam wczoraj totalny wk..w, trzyma mnie do dziś i jestem między młotem a kowadłem. Po prostu jestem bezradna, moje słowa nie docierają do nikogo.
Pożarłam sie wczoraj z PiW. młoda ma jakieś kiepskie dni w gimnazjum, nie moze się pogodzić z pewnymi rzeczami. Zawsze była taką księżniczką, taka "wszystko mi się należy", zawsze w pretensjach. Do tej pory jakoś się dogadywałyśmy, generalnie nie było problemu. PiW jest w stosunku do niej nad wyraz wylewny, stara się być z jednej strony kumplem, z drugiej ciągle chce jej okazywać swoją miłość : a to przytuli, to pocałuje (nie mylić z pedofilem). On taki jest ; ma nadmiar pozytywnych uczuć, które przelewa na dziecko. Ona tego nie lubi, nie znosi. Jak ma zły humor to potrafi po chamsku się odgryźć. Problem w tym, że traktuje go jak natrętnego kolegę. Bywa róznie, raz świetnie się dogadują, trzymają sztamę, raz jest kosa. Parę razy PiW powiedział jej, żeby wyhamowała, bo potraktuje ja w końcu tak jak ona jego. Ja rozmawiałam milion razy.... w końcu stało się. Pyskówka, foch. W efekcie PiW powiedział, że nie opłaci jej zajęc tanecznych. Fakt, tańczy sama i chcielismy, zeby już odpuściła te tańce....Powiedział jej, zeby sie dogadała ze mną jak dalej chce chodzić. Ja nie jestem w stanie wyłozyć takiej kasy, poza tym będzie wiecej nauki, angielski...Juz właściwie pomyślałam, że ok, opłacę jej te tańce. Ale z drugiej strony : ona musi w końcu mieć nauczkę, że pewne zdarzenia pociagają za sobą konsekwencje. Musi zrozumieć, ze z rodzicami mozna być na stopie przyjacielskiej ale szacunek to też wazna rzecz. Nigdy jej nie karalismy, sytuacja stała sie nie do zniesienia. Pozarłam sie z PiW, padło kilka gorzkich słów z mojej strony... Głupio mi, bo PiW chciał dobrze, głupio mi bo zal mi dziecka i 7 lat tańców...Jestem na nią zła bo wiedziała, ze moze się tak skończyć, bo moje ględzenie i prośby spływały po niej jak po kaczce. Nastąpił pat. I nie wiem co mam zrobić, czy stać po srodku czy opowiedzieć się po czyjejś stronie. Córka jest mi dużo bliższa niż PiW, taka jest prawda niestety...Jessu, czemu życie jest takie poj...ne?
Jadłospis:
I - pół na pół kefir i maślanka truskawkowa z otrębami
II - jogurt wiśniowy light, 2 ciastka LU GO, gruszka
lunch - inspirowany "obento" : słupki ogórka, ćwiartki pomidora, słupki żółtej papryki, 3 cienkie plastry pasztetu z cukinii i wątróbki
obiad - bulionówka zupy fasolowej na mięsie indyczym
kolacja - jajecznica z mikrofalówki, papryka, ogórek, pomidor
Koniec końców weekend był bardzo udany : w sobotę rower - 10 km, w niedzielę basen -11x25 m. W sobote i niedzielę produkowałam tartę - 1 ze śliwkami, 1 z brzoskwiniami. To kolejne ciasto, zaraz po sypanym jabłeczniku z kaszą manną, którym się zachwycam. Mało ciasta duuużo owoców - to jest to!
Owoców pod kruszonką nie zrobiłam, ale przepis mam, moge na życzenie podac.
Wracam teraz do pracy, do rozkminiania wczorajszej sytuacji w domu....Wracać mi się tam nie chce, żyć też mi się nie chce.
Morinho
6 września 2011, 12:55jeszcze szanse, ale musi zrozumiec, ze tak nie mozna z fochami, znam to, bo podobnie mam czasami w domu. P.S. to ja poprosze o ten przepis :)
tarantula1973
6 września 2011, 11:53wiem, ze się ułoży, musi się ułożyć. Tylko ona dalej by tańczyła, gdyby nie te fochy...Cóż, sama sobie winna....A tak normalnie nie chce mi się do domu przychodzić!
SYLWIULA.sylwia
6 września 2011, 11:28Ułozy sie! Moja tanczyła 8 lat i zrezygnowała.Przezyłysmy i teraz nie załuje ona tez nie:) A ja bardzo chciałabym przepis na ten jabłecznik:) Cmok