To skłoniło mnie do przemyśleń wróciłam do czasów gdy choroba mamy się zaczęła-tak naprawdę wtedy zaczęły się moje problemy z jedzeniem.To było 12 lat temu-najpierw totalny brak łaknienia-totalna oznaka chęci zwrócenia na siebie uwagi , później okres stabilizacji wagi z 37kg do 50 kg.Trzymałam wagę.Później wyprowadzka mojego rodzeństwa i pamiętam, że zostałam sama z chorobą mamy.Nie umiałam sobie poradzić , nie umiałam jej pomóc-zajadałam te stresy-później przechodziłam na diety i tak doszłam do 67kg. Potem poznałam mojego cudownego narzeczonego, który okazał się być dla mnie oazą i zaczęłam widzieć w sobie człowieka.Nie tylko córkę, która jedyne co musi to pomagać chorej mamie i nie może marzyć.... Lecz dziewczynę, która może i powinna być szczęśliwa.Teraz nie objadam się, nie głodzę staram się rozładować stres płaczem, spotkaniami z przyjaciółmi, rozmowami i nie zamartwiam się! Tak bo to zawsze robiłam umartwianie-w tym byłam perfekcyjna-to chyba spuścizna po babci...Postanowiłam z tym walczyć.I wynajduję pozytywne aspekty -teraz.
Dziś potrafię upiec coś komuś i potrzebować zjeść "na zapas".Umiem siąść i zajmować się czymś fajnym.A mimo wszystko co ranek budzę się z poczuciem winy, że sama swemu ciału fundowałam tortury- jak nie głodzenie to obżarstwo.A teraz nauczyłam się, że jak już raz zacznę zdrowy tryb życia to już tak żyję.Nie rzuca się tego trybu życia gdy się uda -to dopiero początek nowego życia-tego fit bez wyrzutów sumienia, że znów sobie dokopałam.Tak bo ja sobie dokopuję gdy się najem-owszem jest błogość w ustach a następnego dnia moje ciało cięższe.A ja nie umiem sobie spojrzeć w oczy.Sama zawsze się w pewien sposób niszczyłam -jak nie problemem z jedzeniem , to papierosami .
Widzę też jak kruche jest zdrowie-opiekuje się mamą a jednocześnie sama niszczę swoje ciało tą bujawką diet.Powinnam nie ja chcę traktować siebie z szacunkiem i swój organizm.Tak bym była zdrowa, szczupła.Bym mogła dłużej żyć dla siebie i mych bliskich.Nie jestem jakąś osobą z nadwagą ale mam chudy tułów za to bardzo masywne uda i tyłek.Wiele osób rozpisuje się na temat JLO Beyonce-mówią ej to jest fajne.Myślę ok ale ja się czuję źle słysząc dudniące epitety ze szkolnych lat:"Ale wielka dupa".Zapada w pamięci i nie umiem patrzeć na siebie inaczej.Poza tym ta ciągła potrzeba kupowania.Kupuję fajne rzeczy na szmatkach-powiedziałabym zmysłowe itp.ale ja tak w tym nie wyglądam.I to doprowadza do frustracji.Szkoda mi już czasu i zycia na bawienie się ze sobą.Chcę schudnąć , żyć fit i mieć czas by spędzać go z bliskimi osobami.To jest dla mnie najważniejsze.Rozpisałam się ale catharsis było mi potrzebne.Zamiatałam pewne sprawy pod dywan.Myślałam, że ja muszę dać radę wszystko wiecie-myliłam się.Muszę się nauczyć, że dużo robię -a bynajmniej zawsze tyle ile mogę dać z siebie.Pozdrawiam Was ciepło i tęskniłam za Wami.Wpisy co prawda nie będą częste ale będę zaglądać do Was bo trzymam kciuki!!!!
Talia1988
17 grudnia 2012, 07:56Dziękuję Wam kochane za te ciepłe komentarze jesteście dla mnie dużym wsparciem- rozumiecie w czym tkwi sedno i zbieram siły dzięki temu. Pozdrawiam Was cieplutko!
cambiolavita
17 grudnia 2012, 00:07Czasami potrzebne jest bardzo takie przemyslenie zrodel swoich problemow i rozlozenie ich na czynniki pierwsze. Jestes wszystkiego swiadoma, wiec na pewno wiesz co zrobic, by nie zyc juz w poczuciu winy. Zycze Ci powodzenia w dazeni do prowadzenia zdrowego stylu zycia! Ja tez sie tego caly czas ucze, to jest dlugotrwaly proces, ale mozliwy do wykoania! :)
ajusek
16 grudnia 2012, 10:12Trzymaj się cieplutko - dużo zdrowia mamie życzę. Oj widzę, że u nas wiele rzeczy w kwestii wagi, odchudzania jest podobnych. Też tak mam ze jak pomyślę jaką krzywdę sama sobie robiłam to aż mi słabo.
Anulka2503
16 grudnia 2012, 09:41Powodzenia:)