Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
reaktywacja


Dziewczęta moje drogie...
Po opieraniu się tej tezie przez wiele, wiele miesięcy, jestem już przekonana, ze w odchudzaniu nie chodzi dietę 1000 kcl, ani nawet o dietę 1200kcl. Schudnie człowiek, owszem...ale potem zacznie wpadać w wielką otchłań i ciężko mu będzie cokolwiek z tym zrobić. Kilogramy wrócą, nawet po 2 latach, jeśli metabolizm zwalnia do niewyobrażanie spowolniałych, mulisto - smolistych obrotów. Dojdzie praca przy biurku i dupa blada.I gruba.
Ćwiczę. Codziennie robię przysiady, żeby mój tyłek był jędrny, gładki i bez cellulitu i nie wyglądał jak płaska patelnia. Codziennie robię ćwiczenia na uda, bo to moja zmora. Robię też brzuszki i wymachuję kończynami górnymi z ciężarkami, bo ramiona moje wołają o pomstę do nieba. Jem sobie tyle, żeby czuć komfort, jem tez zdrowo.
Dziś:
śniadanie-szklanka otrębów pszennych, łyżka płatków owsianych, woda, owoce lasu, 2 łyżki serka 0%, słodzik, gruszka, kawa.
przekąska- muffin z fasoli czerwonej (jak trufla smakuje)
II śniadanie: danio lekki
lunch: serek wiejski, jajko, pomidor
przekąską-serek dietek
obiad- warzywa pieczone, 2 łyżki serka wiejskiego,
kolacja- ryba - może łosoś wędzony, albo seler pieczony
ile razem??? jakieś 1300 - 1400kcl
jak zwykle będę skakała, na zmianę z przysiadami, brzuszkami i rowerkiem.

od paru dni chodzę niewyspana,jakaś poturbowana jakbym nie była sobą, centrum dowodzenia siedzi gdzieś w kosmosie, a po tej planecie chodzi bot z przepalonymi stykami  na dokładkę - ja. Mózg w naczyniu, któremu się wydają różne rzeczy. Sama nie wiem gdzie jest granica rzeczywistości, co mi się śniło, a co się wydarzyło na prawdę, czas stracił swoją ciągłość i chronologię, ktoś jakby poprzestawiał moją mózgownicę niczym kostkę Rubika. Nic już nie wiem na pewno, czasem czuję się jakbym była w szklanym pudełku, odcięta od innych, którzy gapią się na mnie jak na dziwadło - tak, gapią się, czasem myślę, ze cos ze mną nie tak, za duży mam nos, czy brudna jestem na twarzy, nie wiem..)
Dzizys, czy ze mną wszystko ok...

w pracy armagedon, w domu armagedon. Z facetem po kłótni, wojnie atomowej atmosfera się oczyściła. Czasem trzeba się ostro pokłócić,wyrzygać z siebie wszystkie te ścieki i bóle,  taki z tego morał. Nigdy nie jest aż tak pięknie, żeby akurat nie było powodu do wojny, trzaskania drzwiami, darcia twarzoczaszki na siebie nawzajem.
a potem na koniec  i tak żyją długo i szczęśliwie...


xxxxxxxxxxxx



  • sztrapsik

    sztrapsik

    13 listopada 2013, 10:04

    powodzenia:) ten muffin mnie zaintrygował;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.