Miotana wyrzutami sumienia po dniu bez siłowni postanowiłam zrobić coś dla siebie w domu. Tak więc zaliczyłam prawię godzinkę ćwiczeń, po których byłam mokra jak ludzie w tramwaju latem, w godzinach szczytu :) Potem wzięłam się za porządki podczas, których chyba też spaliłam co nieco bo zeszło mi ponad 2 godziny.
Muszę się też pochwalić kolejnym małym sukcesem, bo po raz pierwszy poszłam na Pizze i Pizzy nie jadłam :) Mój luby ze znajomym się nią zajadali a ja wzięłam sałatkę z kurczaczkiem i stwierdzę nawet, że się nią najadłam :) Jest coraz lepiej. Mój brzuch nie przypomina już dyni, choć na wadzę różnica nie jest zaskakująco wielka. Staram się walczyć o siebie i coraz lepiej mi to wychodzi. Wiem, że brzmi to mało wiarygodnie, zwłaszcza,że w poprzednich wpisach też o tym zapewniałam, jednak tym razem coś się zmieniło. We mnie, w moim podejściu, w mojej głowie. Tym razem będzie inaczej, obiecuję sama przed sobą i wiem, że jestem w stanie tej obietnicy dotrzymać.
Co zasiejesz dziś, zbierzesz jutro! I tego będę się trzymać.
A na koniec odwrotnie proporcjonalnie do efektów jakie chcę uzyskać, ale nie mogłam się powstrzymać :)
Buziaki!