Poniedziałek jest dobry do takich postanowień.
Ostatnio wcale nie brałam pod uwagę mojej wagi. Ćwiczyłam się, chciałam szybciej biegać, być sprawniejszą, ale waga zawsze była na drugim planie. Nie mogę siebie oszukiwać: im jestem lżejsza, tym szybciej biegam. Schudnąć, to tak jak zdjąć 10 kilogramowy plecak.
Jaki plan? Mieszkam z chlopakiem, któremu tak sobie chcę się zwierzać z moich problemów wagowych. Zaczął by z tym swoim "ale jesteś piękna, nie musisz się odchudzać, tylko chodzić na siłownie". Oczywiście on takie rzeczy mówi, bo mu wygodnie: nie trzeba gotować oddzielnie, tylko można razem. Więc muszę zacząć powoli i strategicznie. Nie wszystkie zmiany żywieniowe na raz. Od jutra, poniedziałku:
1. Na śniadanie tylko owoce. Zawsze mieć porządny zapas owoców w pracy. Aż do lunchu, żadnego innego jedzenia.
2. Lunche muszą być ale wegańskie, albo, jeżeli nie wegańskie, do 500 kcal. Tzn, w moim jedzeniu w pracy musi pojawić się umiar. Zazwyczaj po prostu jem i nie zwracam uwagi co. To się musi zmienić.
3. Żadnych przekąsek, które nie są owocami. Owoce i warzywa do woli. Nie owoce i warzywa są nie tolerowane (z wyjątkami, ale te wyjątki są nieczęste i zależą od sytuacji).
4. Obiady, w miare możliwości, sałatki. Jezeli nie sałatki, to przynajmniej bez deserów.
5. Na nadrogramowy smakołyk mogę sobie tylko pozwolić raz na kilka dni. Chcę kontrolować moją dietę bez wyżecznień, a z głową. Dla własnego dobra, nie powinno być w mojej diecie za dużo cukru. Cukier to mój wróg i słabość i ja o tym dobrze wiem.
Powinnam codziennie pisać co zjadłąm, nie żeby obsesyjnie liczyć kalorie, ale żeby kultywować odpowiedzialność. No i jeszcze, jutro muszę iść na siłownie się zważyć.
Życzcie mi powodzenia!