Od 4 nad ranem mąż spał z synkiem a ja siup do drugiej sypialni spałam sama samiusienka 3 godziny jak zabita. O 7 uslyszalam młodego to poleciałam z cycem. Pojadl i spal jeszcze prawie 1,5h, mąż też, a ja nie bo przecież 3 godziny nieprzerwanego snu to dla mojego organizmu taki szok, że taka końska dawka mi wystarczy.
Śniadanie, złożenie prania, kawka, serial aż 1,5 odcinka. Takie poranki to ja rozumiem. Nawet mężowi kawę do łóżka podałam niech ma. Teraz on buja synka na drzemkę, a łóżko znowu tylko dla mnie :-D
A za oknem słońce!!! Od razu mnie nosi, w domu siedzieć nie będę. Męża zagadalam 3 razy co dziś robimy, gdzie jedziemy. Ale zero entuzjazmu. To sobie sama wymyśliłam wycieczkę i stwierdził, że pójdzieMY. Wkurza mnie brak jego inicjatywy. Kiedys miał powera, milion pomysłów na wolny czas i chęci przede wszystkim. Ale to było kiedyś. Woli w domu sprzątać niż wyjść. Czy pójdzie czy nie to ja ide na pewno. A wymyśliłam nie byle co bo wejście na górę z ponoć pięknym widokiem. Tylko wejście jest dość strome, z wielkimi kamieniami także bez szans z wózkiem. Trzeba z nosidlem. Także z moim słodkim ponad 9 kilowym obciążeniem.
Ostatnie 10 dni mojego macierzynskiego. Źle mi z tym. Choć pracy jakoś dużo od razu nie będę miała. I z tym też mi źle bo jednak mniej pracy mniej kasy.