Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zawsze będę szukać czegoś nieidealnego vs.
pokochaj siebie.
5 lutego 2013
Przez ostatni rok zrzuciłam tak pi razy drzwi jakieś 12/13 kilo, waga się waha jak to kobieta ; )) Czyli, że wychodzi na to, że P. kochał mnie z tą galaretką na brzuchu, a ja się sobie nawet czasami podobałam :D A teraz patrzę w lustro i widzę szereg mankamentów poczynając od tych nieszczęsnych cycków (P. przedwczoraj powiedział: "do tej sukienki ładnie by Ci pasował push-up", fakt faktem za chwilę oprzytomniał o co mu chodziło i wyjaśnił sens tego zacnego stwierdzenia, ale teraz mam świra) poprzez wystający brzuch tzn właściwie oponkę, która jest be, po pupę, która od tyłu wygląda zajebiście (mam pamięć do komplementów, w wakacje została pochwalona), ale za to z boku i jest flakiem i jeszcze uda. O zgrozo ja całe życie myślałam, że mam idealne nogi, a teraz mi nie pasują uda.
Nie podobały mi się oczy, bo małe od okularów i bez wyrazu. Dzisiaj uważam, że są całkiem całkiem.
Wzrost, największy kompleks od lat. Ale na ulicach widzę sporo dziewczyn wysokich, w obcasach również i tak myślę, że w sumie gdybym była niska to pewnie bym chciała urosnąć. Nie moge z tym walczyć za to mogę to pokochać, bo dzięki temu moje nogi są zgrabne i w adidasach i w obcasach.
Pokochać siebie to podobno pierwszy krok w rywalizacji. Nie kocham siebie i jeszcze długo nie będę, albo wgl nie będę. Ale jestem dumna z tego co osiągnęłam i potrafię dostrzec zalety swojego ciała. Lubię swoje długie nogi, duże usta, kolor włosów, który na szczęście nie zniszczył się farbowaniem na ciemno i znów mam swój naturalny blond. Tak więc chyba czas przestać walczyć ze sobą, ale sobie pomóc.
Straszliwie motywują mnie wasze przemiany, ja też się w końcu taką pochwalę. Buziaczki chudzinki ;*
n3sti
5 lutego 2013, 23:17super wpis :) małymi kroczkami a akceptacja samej siebie będzie rosła :) ja też nienawidzę wiele rzeczy u siebie, ale tak jak napisałaś, są też plusy :) :*