Na początku chciałabym Was przeprosić za moją nieobecność oraz za to, że po raz kolejny (nie wiem który to już) zawiodłam na całej linii i Was i siebie. Mimo deklaracji składanych w poprzednim wpisie nie wytrzymałam na diecie dłużej niż tydzień... A co najlepsze nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Postanowiłam, że nie będę już obiecywać, zarzekać się, że to ostatni raz, że tym razem się uda... Będzie jak będzie i tyle.
Igorek ciągle choruje. Było już zapalenie krtani, które niestety przerodziło się w zapalenie oskrzeli. Od 2 tygodni nie chodzi do żłobka. A my kombinujemy... Najpierw eM był na L4 przez zeszły tydzień, teraz ja poprosiłam o wolne. Jestem na praktyce w zakładzie fryzjerskim, także na zwolnienie się nie łapię. Dobrze, że fryzjerka znajoma i poszła mi na rękę. Oczywiście będę musiała to odrobić. No ale nic, nie narzekam.
Pozdrawiam serdecznie moje stałe czytelniczki:*
duszka189
21 września 2011, 19:20tak właśnie można było się spodziewać ze skoro jesteś nie obecna to i dieta w lesie, nie rozumiem tego żeby mieć tyle kilogramów za sobą i tak zawalić po całej linii, szkoda słów!!!!!!!!!
HouQuan
21 września 2011, 11:10ja ze swoim synem, 2 lata temu byłam zawieziona pogotowiem na oddział do szpitala-dusił się...a co do odchudzania- nie TY jedna tak masz- hahahahah, ja także. Dlatego nie warto nic deklarować. Najlepiej po cichu sie wziąc za to. Ja zanim trafiłam na V to schudłam 10kg, i dopiero od 90 kg załozyłam pamiętnik. I się udało schudnąc do 70...teraz od nowa ;D Ale damy radę!! Tylko pomału i po cihcu najpierw;d pozdrawiam;-**