Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Mortal Combat na macie i w głowie.


Gdy kilka lat temu po raz pierwszy zrobiłam (a raczej próbowałam zrobić) Skalpel Ewy Chodakowskiej, to mniej więcej w połowie ćwiczeń na nogi (wypad do przodu z pogłębieniem) doszłam do wniosku, że upadłam na głowę i chyba się z koniem widziałam skoro wpadłam na absurdalny pomysł, że będę ten program wykonywać każdego dnia, skoro już przy pierwszym podejścu – jeszcze świeża, z ciałem nieskalanym żadnymi ćwiczeniami zipię i dyszę jak przeciążona lokomotywa. Oczywiście głęboko obrażona i rzucająca pod nosem całą głubą listą niecenzuralnych słów w stronę monitora i maty wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Projekt Skalpel padł.

Od tego czasu kilkakrotnie podchodziłam do tematu wzowienia ćwiczeń z Ewką, ale zabierałam się za to jak pies za jeża – z oporem godnym znacznie większej sprawy. Gdy w końcu udało mi się przejść przez cały program, zatrzymując się po drodze tylko kilka razy, a Ewka spokojnym głosem oznajmiła, że to już koniec, rozpłakałam się. Byłam zła na siebie, że doprowadziłam się do takiego stanu, w którym 45 minut ćwiczeń doprowadza mnie do stanu przed-zawałowego. Że wałeczki na moim brzuchu są wałkami, a takimi udami nie powstrzydziłaby się jedynie modelka z okresu głęboko-rubensowkiego.

Tym razem (tak, to podejście do odchudzania jest „na poważnie”) podeszłam do tematu z wyjątkowo chłodną głową. Zaczęłam dyszeć jak lokomotywa już od pierwszej minuty i robiłam to CELOWO. Gdzieś tam po drodze też zdarzały się jakieś krótkie przerwy na złapanie oddechu, bądź też oparcie potu z oczu (na czole się ani trochę nie chciał zatrzymać), ale dotarłam do końca i nawet-NAWET poczułam satysfakcję.

To był czwartek zeszłego tygodnia.

W tym tygodniu pierwsze moje spotkanie ze Skalpelem odbyło się we wtorek. Pewnie stanowczo za szybko wyciągam zbyt pochopne i zbyt optymistyczne wnioski, natomiast przerw prawie nie było i dotarłam do końca w naprawdę dobrym stanie:)

Piszę ot ym wszystkim, żeby Wam powiedzieć, że dzisiaj rano Skalpel Ewy Chodakowskiej został pozbawiony korony najbardziej wyczerpującego zestawu ćwiczeń dla początkujących. Wiem, ze Ewka wydała jeszcze kilka, jeśli nie kilkanaście, innych płyt z ćwiczenia i z tego chociażby samo TurboSpalanie jest niezłym hardcore’m, natomiast do tego dojdę póżniej, a może dopiero w przyszłym roku, bo zasada „bądź dla siebie dobra” w moim wypadku oznacza podchodzenie do samej siebie z dużą dozą ostrożności – wiem jak jestem i wiem, że jak się sama rzucę zaraz ma głęboką wodę, to pójdę na dno trzy razy szybciej niż Titanic.

W każdym razie – sorry Ewka – program Mel B – dziesięciominutowy trening nóg powalił mnie dzisiaj na łopatki. W zeszłym tygodniu po pierwszym starciu z tym filmikiem przez kolejne dwa dni chodziłam jak kaczka czując kolana przy każdym kroku. Dzisiaj ponownie odczułam mordercze działanie bloku 2,5 minut squat’ów. Do tego wykonany chwilę póżniej trening na pośladki (również Mel B) był dla mnie bez porównania cięższy niż robiony „z marszu” (wtedy się może zgrzeję, ale nie spocę, a dzisiaj.... Niagara). Musiała być też oczywiście wisienka na (dietetycznym) torcie – Tiffany Boxing Baby. Chryste Panie! Jak dziecko w ciemnym lesie! Tak jak zazwyczaj dość szybko łapię czego trenej w Fitappach oczekuje od osób po drugiej stronie ekranu, tak tym razem zrozpaczona kręciłam się wokół siebie, próbując sobie jednak nie wybić zębów. Śmiech na sali i rzut zbniłym arbuzem w tronę aktorki na scenie. Na pocieszenie zaserwowałam sobie fakt, że robiłam ten program po raz pierwszy w życiu, a początki bywają po prostu ciężkie – taki ich urok.

Gdyby tego było mało zaczynam zauważać, że moja głowa popada w skrajność i robi wszystko, żeby zasabotażować moje działania. Z jednej strony włącza tryb ssący, co powoduje, że jak w amoku, zjadam mimo wszystko więcej niż planuję. Generalnie w niedzielę dostanę rozpiskę diety i od przyszłego tygodnia zaczynam na poważnie ze zdrowymi daniami i szejkami, więc celem i założeniem na teraz jest po prostu regularnie ćwiczyć, ale jednak moje sumienie chyba obrosło w kolce jadowe, bo jak już wsunę coś spoza listy produktów-zdrowych-kalorycznie-ubogich-wskazanych-i-w-ogole-super to mnie to dziadostwo gryzie i spokoju nie daje. Powiem więcej, wywołuje nerwobóle, skrają zgagę i tak wielkie poczucie winy, jakbym małej pięcioletniej dziewczynce nadziała chomika na rożen.

I jak tu żyć i funkcjonować, Panie Rozumie, skoro tak z ciałem pogrywasz?

  • Sirnaeth

    Sirnaeth

    2 lipca 2018, 12:26

    Moja podświadomość próbuje mnie atakowac na każdym jednym kroku wyciągając kolejne asy z rękawa. Tyle tylko, że choćby zatańczyła przede mną nago, to tym razem się nie dam zbajerować i z uporem maniaka będę walczyła dalej :) Jak Dominika Gwit w szczytowym momencie :)

  • LastChance2016

    LastChance2016

    29 czerwca 2018, 21:48

    Podświadomość będzie się bronić uparcie i zawzięcie, bo nie lubi zmian.ale tę walkę musisz Ty wygrac

  • .kathea.

    .kathea.

    28 czerwca 2018, 16:54

    Jeżeli lubisz treningi kardio to polecam Insanity, z tym że trzeba szukać na chomiku, na youtube to tylko pokazówka. Trening jest genialny, uśmiech z twarzy nie schodzi jeszcze długo po skończonym treningu. Ewentualnie Focus T25 (lżejsza wersja) i na próbę np. T25 Speed 2.0 (Beta).

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.