Tak jest moje drogie panie - urlop z pobytem w Polsce. Duzo domowego jedzenia i zero diety. Nie bede sie tlumaczyc. Musze sie zwazyc i zaczac od nowa. Z Polski wrocilam z glowa pelna obrazow pieknych, ale tez smutnych, radosci I smutkow i duza infekcja zatok. Ladowanie w samolocie z zatkanymi od infekcji uszami bylo nowym doswiadczeniem - troche przykrym.
Nie moge jeszcze biegac gdyz infekcja nadal mnie trzyma a jesli chodzi o diete to po powrocie ze spotkania z przedstawicielami Polskiego Radia Trojka wczoraj wieczorem nie mialam dostepu do kuchni, gdyz przyjaciele mojego syna oblegali tzw salon z aneksem kuchennym, wiec zjadlam to co nam syn przyniosl do sypialni czyli powidla i chalke . To ci dieta, nie ma co :)
Moj syn od kilku dni jest dorosly (wiekiem). Nie moge w to uwierzyc. Dotarlo to do mnie dopiero kiedy moja przyjaciolka rozplakala sie ze wzruszenia mowiac, ze ma przed oczami obraz z jego lozeczkiem niemowlecym w pokoju :) Mialam 21 lat kiedy przyszedl na swiat. Ciesze sie, ze mam szczescie byc mama... jego mama.
Wracajac do rzeczywistosci, moge sie smialo nazwac "zalatwiaczem". Ostatnio zauwazylam, ze wiele osob zwraca sie do mnie w sprawie "zalatwienia" czegos. Nie wiem czy z lenistwa czy niemocy. Nie romumiem siedzenia na tylku i zamiatania problemow pod dywan. Dzis moja popularnosc siegnela zenitu. Poznalam co to znaczy dac palec a wezma cala reke. Puscily mi nawet nerwy. Proszono mnie o rzeczy przyziemne takie jak transfer danych ze starego telefonu do smarfona a takze unormowanie sytuacji czlonka rodziny, ktory nie dba o zdrowie, gdzie on sam jest z tymi osobami w Polsce a ja tutaj...daleko. Zrobilam co sie da bedac w Polsce a tu nadal mnie cisna. To sa jakies wampiry emocjonalne. Zwariowac mozna. Chyba mam cos w sobie co mozna nazwac asertywnoscia. Dzieki Bogu.
Kocham fotografie, ale nie mam dla niej czasu. Niestety. Dobrego dnia.