...i miewam gorsze dni. Częściej wieczory. Zazwyczaj dziwnym trafem zbiega się to z najgorętszymi okresami tak w pracy jak i w szkole, planowaniem wakacji, wzmożonymi wydatkami przez kumulację urodzin najbliższych, bla bla bla... Szkoda czasu na marudzenie, przejdźmy do rzeczy.
Wczorajszego wieczora kładłam się spać z myślą o żarciu. O napadzie obżarstwa, o kompulsie, o wpierniczaniu za trzech, o rajdzie przez Piotra i Pawła i zaliczeniu wszystkich baz po kolei, od pieczywa począwszy na półeczce z niebotycznie drogimi i o wiele gorszymi niż nasze polskie słodyczami z Ameryki (oprócz miętowych m&m's nic nie jest warte uwagi, serio. I nikt mi nie wmówi, że np. takie Reese's, czyli tłuszcz utwardzony z masłem z pseudoorzechów i syropem glukozowym to jakiś rarytas). Serduszko zakołatało mi z tęsknoty za kolorowymi pączkami z Biedronki i słodkimi do poziomu wykrzywiania ryja wafelkami Góralki.
Zasnęłam, obudziłam się, i... zagotowałam wodę na dzbanek pokrzywy i galaretkę bez cukru z Celiko. Tak, wiem, samemu jest łatwo zrobić galaretkę z soku albo herbaty owocowej, ta z Celiko ma koszenilę w truskawkowej wersji i sztuczne aromaty, ale hej! Nie przesadzajmy. Darowanym 12 kaloriom pochodzącym wyłącznie z białka w jednej porcji (z saszetki za ok. 1 zł takich porcji będzie 4) się w zęby nie zagląda. Kaloryczności specjalnie nie podbiłam, bo do słodzenia od dawna erytrytol jest u mnie grany. Droga impreza i zawsze mnie boli portfel, kiedy muszę uzupełnić cukierniczkę (erytrytolniczkę?), ale za to ile radości ze słodkiej kawy czy galaretki właśnie. Do tego dodatkowe 50 g warzyw do każdego posiłku, trochę upragnionego smaku umami w postaci gotowej przyprawy do ryb na kolacyjnym łososiu i zaspokoiłam chęć na coś nielegalnego, na coś z poza codziennej rutyny jedzeniowej, napychając przy tym brzuch błonnikiem.
Miałam w odwodzie jeszcze kilka nie-grzesznych trików pokroju wielkiego wiadra słodkiej kawy zbożowej z mlekiem migdałowym, coli zero, sosów typu zero kalorii na słono czy słodkiej opcji w postaci odżywki białkowej , ale darowałam sobie korzystanie z wszystkich naraz, zostaną na inne ciężkie czasy.
I tak, wiem, już jedna z Was mi napisała, że sałata z jogurtem nigdy nie będzie tym samym, czym jest sałata z majonezem i nigdy nie będzie smaczniejsza i grubasowi się nie wytłumaczy, że lepszy jest jogurt, skoro on woli majonez. Serio? A wiecie, że na kokainie i tabsach z tasiemcami schudniecie szybciej niż na zdrowej diecie i zielonej herbacie, a chyba wszystkie wolimy szybciej chudnąć, to czemu się nie kusicie, tylko męczycie na Vitalii? Mamy wolną wolę, owszem, mamy też rozum i to chyba ta kombinacja bożych darów powinna nam podpowiadać, że długofalowe efekty jedzenia "bo smaczne" nie będą korzystne ani dla nas ani dla naszych bliskich zmuszonych borykać się z nami - schorowanymi w wyniku powikłań otyłości. Także zjadłam, co zjadłam, przemyślałam sprawę, i dzisiaj przed snem będę myśleć tylko o tym, jakim jestem mądrym i dumnym z siebie ex-grubasem.
MirandaMarianna
23 lipca 2017, 13:20Wspaniale, nuczę się tego od Ciebie! Ten wpis uświadomił mi również, ze na całe szczęście nie spróbowałam nigdy i nie przyzwayczailam się do tego o czym piszesz. Wszystko jest w naszej głowie a ja nawet nje wiem jak miętowe mms smakuje o paczkach z biedronki nie wspominając. Ale wiem co to drożdżówki, chleb z masłem, czekolada,chipsy i pół litra lodów na raz
VITALIJKA1986
11 czerwca 2017, 20:50ex grubasie jestem z ciebie dumna! Ja tez chcem byc tym ex grubasem ale ciezko mi naprawic popsute zdrowe nawyki.............................Kiedys tez jadlam zdrowo. Kolorowo swierzo...........Kurwa potem zaczelam zajadac sie slodkim na spodkaniach mam z przedszkola i poplynalam tak ze w 3 lata 18 kg jak w morde strzelil dowalilam......I 5 juz schudlam w 5 mesiecy!? czaisz jaki len jestem...........nie moge sie oderwac czasem od slodyczy.........kocham te badziewa