Wczoraj było groźnie. W planie był najpierw trening na sali a potem wypad na siłownię i kolejny trening.
Po pracy głowa mnie bolała i nic mi się nie chciało. W czasie treningu na sali umówiłem się na rozmowy związane z organizacją zajęć języka japońskiego. Trening odpadł.
Wróciłem do domu i dalej nic mi się nie chciało, ale mam pod ręką zawsze katanę (miecz japoński) i czasem jak przechodzę przez pokój to sobie ją biorę i parę razy machnę. :) No więc parę razy machnąłem, potem jeszcze parę, w końcu postanowiłem zrobić sobie trening. Przypasałem ją do pasa i zrobiłem regularny trening Iaido. Przedramiona pięknie popracowały. To już był jakiś postęp
Przyszedł czas wyjazdu na siłownię. Oli się nie chciało jechać, mnie też. Nie pojechaliśmy. Plan treningowy legł w gruzach. Po pół godzinie jednak stwierdziłem że sobie poćwiczę. Byłem dość mocno nastawiony na wczorajszy trening dzięki czytaniu różnych motywatorów na necie. Przebrałem się i do dzieła. Zacząłem od planków, potem techniki nożne na rozgrzewkę, potem poszukiwanie kilogramowych ciężarków - nie znalazłem. Wziąłem więc dwukilowe. Potrzebne mi były do następnej części treningu, która polegała na dziesięciu dwuminutowych rundach walki z cieniem z ciężarkami w rękach. po 4 rundzie zrobiło się ciężko. O ile nogi jeszcze jako tako fruwały to obciążone ręce nawet nie chciały utrzymać gardy, ale udało mi się jakoś wytrzymać. Byłem obolały ale zadowolony z siebie. Na koniec jeszcze trochę ćwiczeń na brzuch i rozciąganie.
Mimo że zapowiadało się kiepsko to udało mi się przełamać i dzień w sumie wypadł bardzo pozytywnie.
Aziya
26 kwietnia 2014, 14:47Ach ten wpis to miód na moje serce :) To jest dopiero motywator! Dzięki!
Sheng2
28 kwietnia 2014, 07:50Polecam się na przyszłość. Twoje komentarze mnie motywują do robienia wpisów
Niecierpliwa1980
26 kwietnia 2014, 06:06Brawo za pokonanie lenia! :-)