czasami lubię sobie ukuć własną teorię, która pomaga mi uporządkować rzeczywistość
oto jedna z nich :)
zauważyłam, że odchudzanie składa się z pewnych etapów, kroków jak kto woli
krok 1: zaczynasz się starać, robisz swoje małe wyrzeczenia i widzisz jak daleka droga jeszcze przed tobą,
to trudny etap - dużo już z siebie dałaś, dużo poświęciłaś...
wszystkie te niezjedzone kanapki z majonezem, czekoladki, niewypite redsy, lampki wina... a efektów nie ma i trzeba będzie na nie jeszcze poczekać
krok 2: przychodzą pierwsze efekty!
za tobą 5, może 7 lub 10 kilo :) czujesz się fantastycznie, lekko, pojawia się euforia i świadomość, że możesz wszystko, zaczynasz zmieniać swoje życie, czujesz, że to pierwszy dzień reszty twojego życia, dieta to twój nowy styl życia
krok 3: zastój wagowy :(
znowu wysiłek jest niewspółmierny do efektów, znowu zniechęcenie i strach czy to wszystko ma sens, czy dam radę
krok 4: waga znowu leci,
zrzuciłaś już naprawdę dużo 12 może 15 czy 17 kilo, widzisz w lustrze dawną (lub wręcz przeciwnie - zupełnie nową) siebie :) życie towarzyskie nabiera rumieńców, słyszysz komplementy, znowu czujesz, że jednak wszystko będzie dobrze...
później pewnie są jeszcze jakieś inne kroki,
jak na razie nigdy do nich jeszcze nie dotarłam, ale wierzę, że to sie kiedyś uda
jaka szkoda, że trudno mi dojść choćby do tego drugiego etapu
a póki co toczę pod górkę swój kamień nadal na etapie pierwszym
jestem grzeczna i bardzo w szoku, że nie złamałam się choć okazja jest podwójna - nie tylko weekend, ale dłuuuuuuuuuugi weekend
pozdrawiam was ze śpiewem na ustach
ahoj!
lycana
9 maja 2012, 22:37tak to moje stałe menu, nie uważam za mało czy coś czuje się dobrze :)
mrowaa
3 maja 2012, 22:47Teorii swoich mam chyba z 20 ale Twoja bardzo mi się podoba:-))) Buziaki Kasieńko:*
dietadiabetyczki
30 kwietnia 2012, 08:00heheh złota myśl ze zdjęcia zgadza się w 100%!!!! Od dziś wprowadzam w życie :)
milenos
29 kwietnia 2012, 19:35jak najbardziej - etapy sie zgadzają. przy tym czwartym byłam tak naprawdę 2 razy w zyciu. i nie z wagą 60-70kg ale ok 80. mimo tego i tak czułam się cudownie. najgorsze, że przyszedł kolejny etap - 6 - kiedy zaczynasz jeść znowu niezdrowe jedzenie, mówisz "a to tylko raz, nie zaszkodzi, od jutra już nie szaleję" i znowu zaczynasz tyć. chcialabym żeby ten 6 etap wyglądał zupeeeełnie inaczej. Może w końcu się uda? najgorzej zacząć kolejny raz,prawda? czemu nigdy nie jest łatwiej.... choleeera. p.s. tak, jakoś ostatnio mam gorszy czas. Zwalam wszystko na nasza pracę. moją i męża. przez to wszystko inne jakoś nie chce zacząć sie kleić. mam ciche postanowienie poprosić jutro o podwyżkę. mialam juz pytać sto razy ale jakoś nigdy niw wyszło.... zobaczymy co będzie jutro. zepsuje szefowi humor na długi weekend.... ;-)