Bieganie - zaliczone. Pokonałam dziś 4 kilometry... trochę marszu, trochę truchtu i kilka minut sprintu. Wszyscy wieczorni biegacze, których mijałam mijali mnie z uśmiechem i pozdrawiali machnięciem ręki. Więc jak ja mogłam się nie uśmiechać?
Nawet poważny pan w garniturze śmiał się i powiedział mi " Przepocisz sobie ubranie".
Jak mogłam się nie uśmiechnąć?
Dieta - zaliczona. Cudowny dzień z razowym pieczywem, sałatą, pomidorami i cudownym zielonym szczypiorkiem. Kiszoną kapusta z pieczarkami, musli i sałatką owocową.
A te cudowności popiłam zieloną herbatą...
Ale jak to pole walki, rany też muszą być... w postaci tyciego pęcherza na pięcie. mam nadzieje, że do jutra zniknie.
Lektura na dziś - "Dziennik Bridget Jones" :)
behealthy
23 września 2015, 22:32Jak pozytywnie :) Bieganie jest super, co nie? :)