Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie wiem właściwie od czego zacząć. Mam 33 lata, mam męża i mieszkam na wsi. Przez ostatni rok przytyłam blisko 50 kg. Ja tak mam. Błyskawicznie chudnę i jeszcze szybciej tyję. W mojej szafie są ubrania od XS do 5XL. Bo tak zmienia się moja waga i sylwetka. Aktualnie przytyłam, bo zajadam stresy śmieciowym żarciem. Przez ostatni rok pochłonęła mnie praca i opieka nad mamą. Mama miała nowotwór rozsiany. Wymagała opieki 24/7. Zmarła w grudniu, ale ja nie zwolniłam tempa. Cały czas pracuję na etacie plus prowadzę swoje ogrodnictwo. Ciągle w biegu, ciągle brak czasu, ciągle brak snu. Zamiast zjeść obiad, wcinam chrupki kukurydziane. Zamiast zjeść śniadanie, wypijam energetyka. Do tego mnóstwo fajek. Śmieciowe żarcie, fast foody, zazwyczaj jeden "posiłek", ale za to po sam korek, że aż człowiekowi robi się niedobrze. Nie planuję wielkiej rewolucji w swoim życiu. Wiem, że stanie przy garach i robienie pięciu zbilansowanych posiłków, zwyczajnie się nie uda. Dla mnie sukcesem będzie już zrobienie kanapek na śniadanie i jako takiego obiadu oraz odstawienie słonych przekąsek i energetyków. Na tym zamierzam się skupić. Fajnie by było ograniczyć palenie i zacząć spać więcej niż 4 godziny na dobę, ale zobaczymy czy starczy na to doby. Będzie tu dużo prywaty. Będę Wam starała się Wam przybliżyć jak wygląda moje życie.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 173
Komentarzy: 19
Założony: 24 marca 2025
Ostatni wpis: 28 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rolniczka.na.diecie

kobieta, 33 lat, Gać

168 cm, 112.30 kg więcej o mnie

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 marca 2025 , Komentarze (2)

Pobudka o 5:32. Dzień oczywiście zaczęłam od kawy, bo czekał mnie intensywny poranek i szalony dzień.

Na początek oczywiście standardowe obowiązki domowe. Opróżnienie zmywarki, umycie jakiś pojedynczych naczyń zalegających w zlewie, powieszenie prania, które zrobiło się w nocy, przygotowanie śniadania dla psa. Mąż pojechał po świeże pieczywo żebym mogła zrobić prowiant na drogę, a ja pod jego nieobecność skończyłam pakować ojca.

Zrobiłam jedzenie i picie na trasę i o 8:00 wyjechaliśmy w drogę. Najpierw kierunek Bydgoszcz, bo musiałam załatwić kilka formalności w siedzibie firmy. Wiedziałam, że chwilę to zajmie więc mąż zawiózł ojca na cmentarz do mamy, a ja spokojnie wypełniłam papiery i złożyłam milion podpisów. Zajęło to półtora godziny. Powiem szczerze, że odwiedziny w firmie nie sprawiają mi radości. Odwykłam od ludzi. Miło było zobaczyć raptem trzy osoby, reszta działu do odstrzału...

Po załatwieniu formalności ruszyliśmy w drogę do Ciechocinka. W aucie zjadłam bułkę i wypiłam herbatę.

W Ciechocinku trzeba było pomóc ojcu. Najpierw zarejestrować się w sanatorium, później odnaleźć jego pokój, wypełnić dokumenty, zaliczyć wizytę u pielęgniarki. Dobrze, że z nim zostaliśmy, bo jak był w gabinecie pielęgniarki to zostałam poproszona, bo tata nie ogarniał jakie leki bierze, na co, kiedy. Nawet podanie numeru telefonu go pokonało.

Po pielęgniarce dostał przydział diety i mógł iść na stołówkę. Po obiedzie miał jeszcze wizytę u lekarza i rozpisanie zabiegów. Spędziliśmy w sanatorium praktycznie cały dzień.

Tata zachowywał się trochę jak małe dziecko, które pierwszy raz zostaje samo w przedszkolu. Bo jak załatwiliśmy wszystko co miał na liście to zaczęliśmy się żegnać, chcieliśmy jeszcze pospacerować po Ciechocinku i w końcu wracać do domu. A ten do nas "to wy nie zostajecie?".

Szybko się ewakuowałam, niech przez trzy tygodnie męczą się z nim w sanatorium. Pewnie przestanie brać leki, bo jak mu się nie przypomni to nie pamięta, pewnie na połowę zajęć nie pójdzie, bo ktoś by musiał go obudzić, ale to nie mój problem. Ma tam opiekę, teraz oni za niego odpowiadają.

Ruszyliśmy na spacer, zaniżyć średnią wieku na deptaku w Ciechocinku. Sami emeryci i my.

W drodze powrotnej do domu zatrzymaliśmy się na MOPie. Zjadłam bułkę i kilka kabanosów, jogurt i winogrono.

Jedzenia starczyło aż nadto, jeszcze przywieźliśmy do domu banany i ciastka. Ale picia było mało.

Wróciliśmy do domu wieczorem i stwierdziliśmy, że będziemy robić nic. Usiedliśmy na kanapie i mówię do męża "słyszysz?". W domu była absolutna cisza. Zero radia, zero TV, nawet ojca kanarek zamilkł. Trzy tygodnie świętego spokoju. Czuję się jakbym to ja wyjechała na wczasy. Chwilo trwaj!

Plan na dzisiaj:

- praca

- 3 godziny szkolenia

- pranie

- skończyć montaż domku ogrodowego

- skończyć montaż szklarni

- posprzątać salon i jadalnię

- rozsady pod lampami potraktować mączką bazaltową

- posprzątać lodówkę ojca, bo połowa produktów niedługo sama z niej wyjdzie...

27 marca 2025 , Komentarze (1)

Pobudka o 5:34. Migrena. Dawno nie miałam takiego bólu głowy, a u mnie jak ból głowy to zawsze też mdłości.

Dzień zaczęłam od kawy, ale raczej sobie ją sączyłam, bo żołądek protestował na każdy zapach, a co dopiero na smak.

Zabrałam się oczywiście za obowiązki domowe. Opróżnienie zmywarki, umycie jakiś pojedynczych naczyń zalegających w zlewie, powieszenie prania, które zrobiło się w nocy, przygotowanie śniadania dla psa i dla reszty rodziny. No i zapach jedzenia mnie pokonał. Nie zdążyłam dobiec do łazienki, tzn. zdążyłam dobiec, ale nie zdążyłam otworzyć kibla. Zarzygałam pół łazienki. Super. Zrobiłam sobie tylko dodatkową robotę, bo musiałam to posprzątać.

Doceniam pracę w domu właśnie w takie dni jak ten. Do pracy poszłam w piżamie, owinięta kocykiem, bo dostałam dreszczy, siedziałam przed kompem z miską na kolanach, bo mdłości dawały się we znaki. Moje biuro jest na piętrze, łazienka na dole, a co za tym idzie brak szans na utrzymanie zawartości żołądka.

Wzięłam tabletkę, ale chyba ją zwymiotowałam więc raczej nie zadziałała. Dopiero około 11:00 ból zaczął odpuszczać. Powoli zaczęłam skubać śniadanie:

- sok domowej roboty (marchew, jabłko, pomarańcze)

- winogrona

- jogurt brzoskwiniowy

- kanapki z sałatką.

W trakcie mojej pracy, chwilę przed 12:00 wyłączyli u nas prąd. Wyłączenie, jak się okazało było planowane. Szybko zgłosiłam ten fakt do przełożonych i siedziałam patrząc w diody od Internetu kiedy się prąd pojawi, bo bez prądu jak bez ręki. Pracować nie możesz, jedzenia nie zrobisz, picia nie zrobisz, w domu zimno, TV brak, Internetu brak. Poszłabym spać, ale wtedy nie zauważę jak prąd włączą i do pracy nie wrócę. Na szczęście wszystko trwało niecałe półtora godziny.

Przygotowałam służbowe dokumenty na jutrzejszy wyjazd. Powiem szczerze, że to głupota i strata czasu. Indywidualny Program Rozwoju Zawodowego czyli co chciałabym robić przez najbliższe dwa lata. A prawda jest taka, że chciałabym wygrać w EuroJackpot (czy jak to tam się nazywa) i rzucić tę robotę w cholerę. O ile nie raz mówiłam to przełożonemu prosto w twarz, to na piśmie dać tego nie mogę bo "Góra" raczej nie byłaby zadowolona. A już na pewno nie pozwoliliby na wystawienie mi oceny okresowej na poziomie "powyżej oczekiwań".

Po pracy obiad. Domowej roboty rollo i napój. W środku jest mięso z nogi kurczaka, cebula, papryka, pieczarki, szpinak, ogórek, ser żółty i ketchup.

Pogoda nie pozwoliła na prace na zewnątrz, bo niestety cały dzień padało i zrobiło się potwornie zimno więc jedyne co zrobiłam, to posprzątałam łazienkę i korytarza, a wieczorem poszłam na spacer z psem.

Był więc dzień lenia, ale przez ciężki poranek czułam się przeżuta i wypluta. W łóżku byłam już około 21:00.

Plan na dziś:

- pranie

- spakować tatę

- przygotować prowiant na drogę

- pojechać do pracy w Bydgoszczy załatwić papierkologię

- zawieźć ojca do sanatorium w Ciechocinku

26 marca 2025 , Komentarze (8)

Miałam wstać o 5:37, ale blisko 15 minut walczyłam z budzikiem i ostatecznie wstałam o 5:50. Niezły początek... Jestem tak niewyspana i wyssana z energii, że ledwo widzę na oczy, ale nie mogłam zasnąć. Za dużo myśli w głowie i pół nocy rzucałam się na łóżku.

Rano było ważenie, którym już się z Wami podzieliłam - 112,3 kg.

Dzień zawsze zaczynam od kawy. Ja bez kawy żyć nie potrafię. Kawa musi być czarna, gorzka, mocna i z ekspresu.

Później zabrałam się za obowiązki domowe. Opróżnienie zmywarki, umycie jakiś pojedynczych naczyń zalegających w zlewie, powieszenie prania, które zrobiło się w nocy, przygotowanie śniadania dla psa i dla reszty rodziny. No i trzeba było się przygotować do pracy:

- koszula rozmiar L

- jeansy C&A rozmiar 44.

Jestem z siebie dumna! Udało się zrobić i zjeść śniadanie. Kawa, kanapki i szprotki w sosie pomidorowym, jogurt wiśniowy, jakaś woda i herbata.

W trakcie 25 minutowej przerwy w pracy udało się rozpocząć montaż szklarni. To jest największy plus pracy zdalnej. Jest się w domu, jak pilnie coś trzeba zrobić, to jest na to czas podczas przerwy i tak fundamenty wyschły więc można zacząć budować konstrukcję. Powoli, z doskoku, ale się robi. Szkielet szklarni już stoi.

Po pracy szybko na zakupy.

Po zakupach obiad. Ryba - panga, ziemniaki, brokuły, surówka, napój.

Po obiedzie przepikowałam rozsady, podlałam warzywka w foliaku, posprzątałam kuchnię, poszłam na spacer z psem.

Na montaż domku ogrodowego nie starczyło dnia, a po ciemku to nie robota.

Po 23:30 skończyłam dzień i mogłam szykować się do spania.

Plan na dziś:

- praca

- przygotować służbowe dokumenty na jutrzejszy wyjazd do pracy

- posprzątać łazienkę i korytarz

- zrobić pranie, bo trzeba przygotować ojca na wyjazd do sanatorium, a co za tym idzie prasowanie i pakowanie

- jeśli pogoda pozwoli skończyć montaż szklarni i domku narzędziowego (ma z rana padać, a po południu wiać).

25 marca 2025 , Komentarze (4)

No to oficjalnie zaczynam
Wzrost 168 cm
Waga 112,3 kg...

Plan na dziś:
- służbowe spotkanie na teamsach i praca czyli od 7:00 do 15:00 jestem wyłączona z życia
- posprzątać kuchnię
- zrobić pranie, bo trzeba przygotować ojca na wyjazd do sanatorium, a co za tym idzie prasowanie i pakowanie
- jechać do miasta na zakupy spożywcze oraz zakupy pod kątem sanatorium
- jeśli wyschną fundamenty szklarni to zacząć montować konstrukcję
- przepikować pomidory, kapusty, kalafiory, kalarepy i sałaty 
- podlać warzywa w foliaku
- dokończyć montaż domku narzędziowego - o ile będzie jeszcze widno, bo może mi dnia na to nie starczyć.

24 marca 2025 , Komentarze (4)

Cześć!

Nie wiem właściwie od czego zacząć.

Mam 33 lata, mam męża i mieszkam na wsi.

Przez ostatni rok przytyłam blisko 50 kg. Ja tak mam. Błyskawicznie chudnę i jeszcze szybciej tyję. W mojej szafie są ubrania od XS do 5XL. Bo tak zmienia się moja waga i sylwetka.

Aktualnie przytyłam, bo zajadam stresy śmieciowym żarciem. Przez ostatni rok pochłonęła mnie praca i opieka nad mamą. Mama miała nowotwór rozsiany. Wymagała opieki 24/7. Zmarła w grudniu, ale ja nie zwolniłam tempa. Cały czas pracuję na etacie plus prowadzę swoje ogrodnictwo. Ciągle w biegu, ciągle brak czasu, ciągle brak snu. Zamiast zjeść obiad, wcinam chrupki kukurydziane. Zamiast zjeść śniadanie, wypijam energetyka. Do tego mnóstwo fajek. Śmieciowe żarcie, fast foody, zazwyczaj jeden "posiłek", ale za to po sam korek, że aż człowiekowi robi się niedobrze.

Nie planuję wielkiej rewolucji w swoim życiu. Wiem, że stanie przy garach i robienie pięciu zbilansowanych posiłków, zwyczajnie się nie uda. Dla mnie sukcesem będzie już zrobienie kanapek na śniadanie i jako takiego obiadu oraz odstawienie słonych przekąsek i energetyków. Na tym zamierzam się skupić. Fajnie by było ograniczyć palenie i zacząć spać więcej niż 4 godziny na dobę, ale zobaczymy czy starczy na to doby.

Będzie tu dużo prywaty. Będę Wam starała się Wam przybliżyć jak wygląda moje życie.

Jutro oficjalny start, ważenie i ruszamy z tym koksem.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.