Wczoraj miałam pewne trudności z przelaniem kasy za dietę i pomyślałam sobie: suuuper - rezygnuję, los tak chce. Zaczęłam bać się wyrzeczeń, które trzeba będzie zrobić. Jedzenie jest fajne, no, nawet bardzo fajne
Ale mąż mężnie zignorował moje mruczenie pod nosem: "może nie dziś, może nie trzeba", "niebo mi nie sprzyja, gwiazdy sobie nie życzą". I dokonał niemożliwego. No i teraz mogę szaleć z Wami przy klawiaturze. Carrramba, ole!
NaMolik
4 lutego 2014, 22:22Przeczytałam wiele twoich wpisów i powiem tak powinnaś to wydać w formie tomiku " życie (nie)zwyczajne nauczyciela (od)polskiego " okraszone dobrą grafiką robiło by furorę!!! Wszystkiego dobrego życzę!!!