Ani nie grubnę. Tak się zawiesiłam i ani w jedną (źle) ani w drugą (dobrze) stronę nie idę. Niby mam tę moją aktywność na rowerku, ale aktywnie szamam wszystko co podejdzie mi w ręce (najróżniejsze rzeczy). Standardowo zajadam doła - i tak w sumie doszłam do wniosku, że od pętaka takiego to jedzenie zawsze było moją radością, byle więcej i więcej. Teraz też tak jest, chociaż bardziej się staram, by jedzenie nie było jedyną radosną rzeczą w moim życiu.
Ale jak widać zrzucanie tłuszczu mi nie idzie. Zupełnie. Nie przykładam się do tego ani nic. Dlatego pomyślałam sobie, że wykupię sobie dietę vitalii. Spróbuję przez 3 miesiące żyć wg jedzenia ułożonego mi przez obce osoby i ćwiczyć wg zaleceń obcych osób - skoro mi samej, znanej sobie nie wychodzi układanie jedzenia i ćwiczenie. Zobaczymy co to będzie i oby do przodu :)