Jedzenie: tortilla posmarowana twarożkiem z rzodkiewką i papryka (dwa kawałki zjadłam w domu resztę w szkole), paczka draży kokosowych (jprdl) i butelka pepsi (raz to wypadek, dwa razy to głupota), w domu miska rosołu z makaronem i natką pietruszki (u mnie w rosole lądują 3 łyżki natki, nie jest to obecność symboliczna ;) ), jabłko, trochę pestek dyni. I tyle. Może zjem jajko wieczorem. A może pójdę spać i będę przewracać się z boku na bok i słuchać jak burczy mi w brzuchu - tak miałam tej nocy.
Jestem przerażona tym semestrem, słucham co mówią wykładowcy i nic nie rozumiem. Normalnie nic. A im dalej w las tym ciemniej.
I marzy mi się bob. Że normalnie idę do fryzjera i mnie ścina. I farbuje. I to kolejny problem. Bo farbuje mnie na siwo. Chcę mieć siwe/szare włosy. Z każdym dniem coraz bardziej się napalam na ten kolor - chociaż pewnie jak pójdę do tej mojej super fryzjerki (a nie tej zwykłej - różnica tkwi w cenie i kunszcie :D ), to mi wybije z głowy ten kolor.
A może w myśl przysłowia: głowa siwieje... ;)