Witajcie,
Miałam dziś kryzys, gdy wybrałam się z Blansz, by kupić jej kawałek pizzy. Moja ulubiona "4 sery" z podrzędnej szybko-dajni w Auchan, tak pachniała, że myślałam, że mi język ucieknie. A potem jak szczeniara nie chciała dokończyć porcji, miałam na końcu języka by dokończyć za nią. Masakra.
Moja mama tez nie pomagała. Jak wpadłam, to stwierdziła, ze zrobi spaghetti, mimo, że wcześniej byłyśmy razem na zakupach spożywczych i w moim wózku widziała dość wyraźnie: warzywa i ryby! Okrutna kobieta!
Mam leciutki kryzysik, zjadłabym coś smaczniutkiego, potrzebuję wsparcia. Nie mam go za bardzo, ponieważ Kotek znów siedzi w Nantes i wróci dopiero we wtorek, z kolei ja w środę wylecę na 3 dni. I lipa! A On jest najlepszym SS-manem żywieniowym. I jak razem chudniemy, to od razu nam lepiej.
Solennie obiecuję, ze jak już schudnę do tych 55kg, to się więcej tak nie zapuszczę, choćby nie wiem co! Mam dość tłuszczu na brzuchu, tyłku itp.! Lepiej dbać o siebie na bieżąco, niż tak się katować! Mam nauczkę na całe życie!
Kilka fotek motywujących :)
Camille1987
16 czerwca 2013, 11:25to tak jak ze sprzątaniem - sprzątać trzeba, a bałagan robi się sam :P ale fakt, trzeba cały czas dbać o siebie.. :)
papiszynka
15 czerwca 2013, 20:27o tak, ja też tak sobie powtarzam :)