Urobiłam się dziś po łokcie, pomagając mojej Mamie w świątecznym pichceniu. Wprowadziłam więc do rodzinnej diety nieco zdrowia, zastępując np. majonez jogurtem (nie udało się tylko z jarzynową), wykluczając wszelkie mączne pomysły Mamy i lobbując za warzywami. Idealnie nie jest ale święta niewątpliwie odchudziłam Zrobiłam tez swoją sałatę z surimi i makaronem ryżowym, bo jest sycąca i niskokaloryczna.
Oczywiście pokus zostało sporo (pieczony schab i boczek, barszcz chrzanowy i wspomniana jarzynowa sałatka) ale postaram się w miarę mocno trzymać, a wieczorem jak wrócę do domku, poćwiczyć w dawce x 2.
W poniedziałek wyjazd z samego rana do PRG. Ładnie, bo ponad 700km w jedną stronę. Troszkę zaczynam żałować, że nie samolotem (1h lotu, a nie ok. 9h na kołach) ale na miejscu nie było by się jak przemieszczać po trasie Hotel - Lotnisko. Powrót dopiero 8go wieczorem. To ponad TYDZIEŃ bez mojego Konkubenta, jakiś dramat, ostatnio każdą chwilę spędzamy razem i się przyzwyczaiłam. No ale idzie sezon, więc trzeba się nastawić, że będziemy się mijać . No ale Chłopie może awans dostanie, więc lepiej nie narzekać, bo jak tak dalej pójdzie następną zimę spędzimy w Honk Kongu, Sajgonie, Dżakarcie lub innym egzotycznym miejscu, a nie wiem czy tak bardzo mi się będzie podobać. Jakby co, wybieram Wietnam, pogoda gwarantowana i piękne plaże.
Ale żeby mieć co na nich pokazywać: