Oj zabiegana jestem i dawno nie pisałam. Nowa praca angażuje, a poza tym ostatnio przemieszkujemy na działce, to i brak czasu na komputer.
O zdrowe odżywianie nadal dbam, chociaż jakoś ostatnio trudniej mi tak skrupulatnie trzymać się wytycznych, chociaż staram się jeść zdrowo, regularnie, ale stanopwczo mniej ruchu. Karnet na siłownię leży, bo jak mam do wyboru: obudzić się w lesie i śniadanko i poranną kawkę wypić na dworze, to po pracy wolę te kilkanaście km zrobić autkiem, niż jeszcze dwie godzinki spędzić w mieście. Tym bardziej skomplikowane to logistycznie, że autko mamy jedno, a kończymy w różnych godzinach i jakoś trzeba się dogadać w kwestii transportu.
Staram się chociaż trochę przejść po lesie, ale nie zawsze udaje mi się te 30 minut spacerku dziennego minimum odrobić. Bo to pielenie, bo to pranie, bo ugotować, posprzątać i już wieczór. Niełatwo mi pogodzić odchudzanie z nowym trybem życia, ale pewnie się ułoży wszystko z czasem.
No i pewnie dlatego waga sobie wolniej spada, ale w końcu wciąż spada i wciąż mnie mniej. A nawet ostatnio zmieściłam się w spodnie rozmiar... 42. Szok. Cieszę się. Niech sobie dalej tak mimochodem spada. Chociaż się pilnuję, nie podjadam słodkiego, nadal nie słodzę kawy, herbaty, dużo wody piję, tłustego mięska nie jadam, rybki w menu są, warzywa wsuwam, aż się uszy trzęsą, więc źle też nie jest. Ale już nie czuję przymusu diety, już nie spisuję sobie codziennie, co zjadłam, ale też umiem w głowie przeszacować, ile i czego mogę, a co lepiej sobie darować.
Tylko żal mi, ze raczej nie wyjedziemy nigdzie dalej za działkę.Oj... przydałoby się trochę takiego odsapu w górach albo i nad morzem. Oj przydałoby się...
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.