Ostatniego wpisu nie dokończyłam, bo nie było mi dane, więc nastąpiła przerwa w nadawaniu.
Ale że nadszedł kolejny czas próby, to postanowiłam wrócić do pisania.
Waga dzień po ważeniu pokazała 101,1 czy tam 101,2 - nie pamiętam dokładnie. Oczywiście jak na złość, bo dosłownie dzień wcześniej było 101,8 co wiązało się z tygodniowym spadkiem o 0,2. Teraz za to waga spada niczym żółw, a jestem już tak blisko! Dziś 100,8 a ja świruję i jestem niecierpliwa. Jestem tak blisko jednego z celów a mam wrażenie że wszystko zwolniło. Na dokładkę nie widzę wizualnych efektów i mam wrażenie że wcale nie jest lepiej. A jeszcze żeby tego było mało to nadal mam paskudne samopoczucie, wszystko mnie wkurza i chodzę poirytowana. Naprawdę potrzebuję wakacji i tego by się oderwać od mojej domowej codzienności, spotkać się ze znajomymi, pójść na imprezę i po prostu odetchnąć od tego wszystkiego. Lubię moje życie, ale jak wiadomo, dla zdrowia psychicznego trzeba czasem pobyć samemu lub w towarzystwie innych osób niż domowników. Im też się stanowczo przyda choć chwila przerwy ode mnie, żeby mogli na nowo mnie docenić. Nie mówię, że chcę zniknąć na kilka dni, ale przyjaciółka zaproponowała jednodniowy wyjazd i zamierzam z tego skorzystać, mimo że mężowi się ten pomysł nie podoba, no ale musi się z tym pogodzić. Taka jest cena życia z kimś o tak mocnej osobowości jak moja 🤷♀️
Wczoraj miałam ciekawą rozmowę z mamą. Potrzebowałam sie wygadać, było mi jakoś smutnawo i bezsilnie. Znalazłam też na telefonie męża zdjęcie które sprawiło że zobaczyłam siebie taką, jak naprawdę wyglądam, a nie taką, jak zawsze chciałam siebie widzieć. Zobaczyłam też parę innych zdjęć siebie z tego najmroczniejszego, że tak powiem, okresu. Pokazałam je mamie. Patrzenie na nie sprawiało że czułam po pierwsze przerażenie, bo jak ja mogłam się tak ludziom pokazywać i kompletnie nie widzieć problemu, a po drugie smutek, że co jeśli ja mimo tego że trochę już schudłam nadal tak wyglądam? Niby coś ze sobą robię, niby się staram, ale ja nadal wyglądam bardzo źle. Mamita oczywiście okazała mi mnóstwo wsparcia, powiedziała też że mimo tego że nigdy mi tego nie mówiła, to martwiła się o mnie jak tak bardzo przytyłam. Że ciężko jej się na to patrzyło. I w sumie to ją rozumiem i naprawdę doceniam że nigdy nie powiedziała mi czegoś w stylu "ale się roztyłaś, powinnaś wziąć się za siebie" - bo to i tak by nic nie dało. Siostra próbowała ze mną o tym rozmawiać kilka razy ale skończyło sie to wyparciem i atakiem w jej stronę. Ja po prostu musiałam dojrzeć do tego sama, co już parę razy tutaj mówiłam. Prócz tych zdjęć sprzed marca, znalazłam też jakieś stosunkowo świeże, przypadkowe zdjęcie w kuchni. Próbowałam je porownać, zmotywować się, dostrzec zmianę. No i w sumie dostrzegłam. To w miarę aktualne też pokazałam mamie. Oczywiście powiedziała że widać różnicę, ale widać było że poprzednie zdjęcia nią wstrząsneły. Już po tej naszej rozmowie, poszłam się kąpać i zapytałam męża czy widział te zdjęcia (wysyłałam je sobie przez messengera z jego telefonu na swój). Powiedział, że widział. Włączył je jeszcze raz razem ze mną, komentowałam je na bieżąco, mówiąc że no strasznie, okropnie, że szok jak mogłam tego "nie widzieć" no i jak doszło do tego stosunkowo świeżego, zanim cokolwiek powiedziałam, rzucił coś w stylu "no tutaj to tak w miarę" - myślałam że padnę, on myślał że to cały czas stare zdjęcia.. 🤓 Szybko się zreflektował i zrozumiał swój błąd, pesząc się niesamowicie i spiesząc z wyjaśnieniami, jednak ja doskonale rozumiem, że nadal nie wyglądam dobrze i jego reakcja była normalna, bo jest ciut lepiej, ale to nadal długa droga. Trust the process.
Czuje silną potrzebę zmian, dlatego po prysznicu wzięłam nożyczki i uwaliłam tak z 10cm włósów. Nie jest to pierwszy raz kiedy tak robię, bywało że z włosów do pasa w przypływie takiej potrzeby zrobiłam włosy do ramion. Myślałam też żeby je pofarbować na czerwono bo mam zapas farb, ale chyba lubię siebie w ciut bardziej poważnej wersji, w brązie. A jeszcze bardziej ciągnie mnie do blondu (czyli jak zwykle, do kłopotów🤪).
Jednak to za mało. Jakoś tak odczuwam spadek wiary w siebie. Żeby było jasne, nie zamierzam porzucać diety, poddawać się, nie myślę o jedzeniu ani nic z tych rzeczy. Po prostu pojawił się strach, że trochę już zrzuciłam i na tym koniec, że za dobrze mi szło i że teraz życie znowu mi pokaże że nie mogę czegoś zmienić. Walczę z tymi myślami, ale chyba dopadł mnie jakiś życiowy dołek. Mam nadzieje, że nie na długo.
Umówiłam się z mężem na świętowanie zejścia poniżej 100kg jakimś fajnym jedzonkiem, ale sama już nie wiem czy to dobry pomysł. To takie nagradzanie się czymś, co sprawiło że wyglądam jak wyglądam. Może lepiej poczekać do wakacji jak faktycznie najdzie mnie ochota, teraz tak dobrze mi idzie i nie czuje takiej potrzeby.. Ale wiem że on ma ochotę. Może po prostu powinnam pozwolić mu zamówić to na co ma ochotę a samej nadal trzymać się diety. On już wygląda świetnie i nie musi martwić sie o to że cel jest odległy, bo prawie już swój osiagnął. Teraz to bardziej kwestia utrzymania takiego stanu rzeczy jaki jest. Moja meta jest baaaaardzo daleko.
Zaczęłam się zastanawiać czy nie warto by było wprowadzić jakichś ćwiczeń. Może będzie bardziej widać zmiany? Może waga przyspieszy? Wiem, że na wakacjach aktywności nie będą problemem, ale na ten moment zostaje mi mata do ćwiczeń i podłoga w domu. Nie brzmi to zachęcająco.
Próbuję się wziąć do kupy. Zobaczymy jak mi pójdzie.
Słowa otuchy mile widziane. Ściskam
Laura2014
11 maja 2023, 19:17Widziałam, że schudłas na pasku. Brawo moja droga 😘
Perverse
11 maja 2023, 21:30Coś tam pomalutku rusza :D Chociaż jestem tak niecierpliwa że cały czas mam wrażenie że to za mało, aj!
Laura2014
8 maja 2023, 19:29Ja w Ciebie wierzę. Jesteś silna, pewna siebie kobieta dlatego osiągniesz wszystko co zechcesz. A świętować możecie nawet garścią owoców : ananas mango albo po prostu te które lubisz, ładnie ułożone. Jestem z Tobą pamiętaj .
Perverse
8 maja 2023, 19:37Bardzo mi miło! Dzięki!