Nadal mieszkam z M. Po tym co się między nami wydarzyło nie czuję się spokojna, bezpieczna i szczęśliwa. Czasami tylko. Nie umiem zapomnieć, jestem podejrzliwa i niepewna siebie. Myślę, że uwolnię się od tych uczuć tylko gdy rozstaniemy się. Gdy odetnę się od przeszłości. A On mówi o ślubie, że chce bym nosiła jego nazwisko...
(Moi rodzice chcą wziąć ślub w maju. Do tej pory go nie brali. Nie jestem tym pomysłem super zachwycona, ale też im nie odradzam. Dziwnie się z tym czuję, sama nie wiem. Mama powiedziała, że chciałaby abym była jej świadkiem.)
Nadal tęsknię za dzieckiem. Byłabym teraz w szóstym miesiącu ciąży. To prawie 4 miesiące po poronieniu, a ja nie dochodzę do siebie. Wręcz z każdym dniem boli mnie to bardziej. Choć był krótki czas, że zapomniałam w ogóle o tym. Co jakiś czas liczę, który byłby to tydzień. Jest to silniejsze ode mnie...
Wczoraj byłam na imprezie andrzejkowej z koleżankami z pracy. Jedna ma już prawie 2-letnie dziecko i jak to w towarzystwie samych kobiet, w mniej więcej podobnym wieku, temat ciąży, porodu i dziecka był obecny. Kilka z nich wie, że poroniłam ode mnie, pozostałe pewnie też wiedzą. W którymś momencie kilka z nich jak na komendę spojrzało na mnie, dziś nie pamiętam o czym akurat była mowa. Momentalnie poczułam się strasznie. Może to alkohol. Na pewno alkohol wylewa na wierch wszystko to co mnie boli. Znam siebie na tyle, że wiem że tak na mnie działa. Nie powinnam pić kiedy nie jest dobrze w moim życiu, kiedy sobie z czymś nie radzę.