...ale przebierając się wyciągnęłam z szafki moje stare spodnie (3 pary), które jeszcze w styczniu przez biodra mi nie przechodziły... dzisiaj przeszły. Mało tego! Nawet się w nich dopięłam! Jeszcze trochę i będę mogła w nich spokojnie chodzić
No i poszłam ćwiczyć. Godzina dywanówek zaliczona. Moje stawy skokowe chyba mają już dosyć skakania w miejscu, bo dzisiaj dawały o sobie znać.
Jutro pójdę pobiegać, bo w piątek czeka mnie jedynie maraton po salonach ślubnych i obżarstwo u Siostrzyczki W sobotę tak samo.
Dieta tez ok.
Zauważyłam, że u mnie jest albo dobrze, albo masakrycznie Albo pilnuję diety, ćwiczę, albo zawalam na całej linii. Rzadko zdarzają się sytuacje "pomiędzy".
Zjedzone dziś:
śniadanie: kromka razowca z szynką krakowską, małe jabłko 300 kcal
2 śniadanie, po treningu: muffina z kokosem, mały placek ziemniaczany, kawa z mlekiem 300 kcal
obiad: wrap z kurczakiem i warzywami 400 kcal
podwieczorek: wasa z serkiem (ten kupny "zestaw", bo byłam na mieście) 200 kcal
kolacja: 1 jajko i surówka z marchewki z jogurtem nat. 200 kcal
suma: 1400
Dobranoc
chrupkaaaa
20 marca 2014, 20:32Brawo :) Czasami trzeba też zaszaleć. Nie dajmy się zwariować. Miłęgo wieczorku :)