Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kilka słów o pracoholizmie



Waga bez zmian. Oczywiście z zawirowaniami w ciągu tygodnia.

Rozmyślam o pracoholizmie. Czy może mieć wpływ na wagę czy nie. W końcu to są emocje, a emocje czasami lubią jeść. 
Pracoholizm towarzyszy mi od jakiegoś czasu. Siedzę więc w weekendy i część wakacji przy komputerze, w książkach, papierach. Jak nie pracuję, robię się nerwowa, a na wakacjach rozbita totalnie. Kiedyś połowę wakacji tkwiłam przy kompie i tłukłam w klawisze, żeby nie zwariować, nie miotać się po domu, nie wściekać bez powodu na wszystko.
Zaczęłam o tym myśleć z powodu drażliwości niedzielnej i stanu zmęczenia od poniedziałku. 
Robię odwyk. Staram się wykonać to, co niezbędne w tygodniu i zaplanować jakiś relaks w weekend. I bardzo, bardzo staram się nie mieć poczucia winy z tego powodu, że nie pracuję.

Dlaczego pracoholizm może powodować tycie? Bo posiłek, to legalny, dopuszczalny odpoczynek. Przecież muszę jeść. Skoro sobie na jedzenie pozwalam, to nie odczuwam winy, gdy jem. Mam chwilę legalnej przerwy w pracy bez poczucia winy. Mój organizm domaga się odpoczynku, ale w obliczu poczucia winy ulega presji. Poza porami posiłku.
Chwilo trwaj, chciałoby się rzec.... A gdy chwila trwa, kalorie instalują się w zakamarkach ciała.

Na co liczę? Na zmniejszenie stresu, inne przyjemności i legalne urlopiki, które nie będą związane z jedzeniem.
Bo jak tego nie zrobię, to od tej roboty zwariuję. Sama sobie robotę wymyślam, tworzę, pączkuję na siłę i zagrzebuję się w tych wymyślonych projektach, które przykuwają mnie do komputera, aż do bólu oczu, do bólu kręgosłupa i głowy, bez powietrza świeżego, do stanu apatii i przemęczenia i obżarstwa na pociechę tego losu okrutnego.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.