Byłam w Pradze w weekend i oczywiście darowałam sobie dietę. Piwo piwem, ale kaczka pieczona i miodownik mnie pokonały. Miałam tylko tyle przyzwoitości, żeby drugiego dnia zamiast kolejnej rozpusty zjeść sałatkę z pieczonym łososiem.
Teraz boję się zważyć, ale od powrotu jestem grzeczna, tylko woda i niesłodzona herbata, tylko to, co mam przepisane w diecie.
I chyba nadszedł czas na powrót na siłownię. Oczywiście, gdy tylko stwierdziłam : "O, pójdę jutro i tak zostaję dłużej na mieście", dostałam temperatury i teraz zdycham.
fiterka
18 lutego 2015, 09:45kochana do boju ,najgorsze jest włąsnie rozleniwienie organizmu a paradoksalnie im dłuzej potem człowiek zbiera sie do powrotu na dobrą droge tym trudniej to przychodzi !trzymam kciuki!