Dzień zaczęłam od rytuałów tybetańskich. Jest ich pieć i rozpoczyna się 3 powtórzeniami dodając każdego tygodnia nastepne 3 i tak do 21 powtórzeń. Podobno działaja na wszystko :). Już troche je robię i mogę potwierdzić, że dodają energii i prostują sylwetkę.
No, śniadanie mała porażka. W domu mam takiego małego potwora naleśnikowego w postaci mojej córki, chciała-zrobiłam i tez się skusiłam. Ale nic straconego. Dzień się jeszcze nie skończył. Oprócz tego, że perełka lubi naleśniki to uwielbia biegać i takim to sposobem wybiegałyśmy śniadanko - w domu hehe. Nie potrzebujemy stadionów, wystarcza rundki dookoła salonu, po jakimś czasie zaczyna krecić się w głowie :)
na lunch będzie sałatka owocowa z orzechami, potem zaprowadzę perełkę do przedszkola na popołudnie i wracam poćwiczyć i ogarnać chałupę, a na obiadokolację ryz warzywka i mięsko duszone, w międzyczasie jakis koktail, kawka i basta. Teraz ide pokorzystać ze słoneczka, bo u mnie znowu świeci i zaprasza do ogródka. Miejcie się!
optymistkaS
29 marca 2013, 09:40mieszkam w Holandii i wiem piszę o tym słońcu jakbym mieszkała w tropikach, hehe a jest tylko kilka stopni powyżej zera. Ale jak się budzę i widzę promyczki to od razu mi się gęba śmieje. To odpoczywaj kobietko i zbieraj siły do walki! Mi łego dnia wszystkim!
MllaGrubaskaa
29 marca 2013, 05:01Takie bieganie za dzieckiem to całkiem niezły trening ;)) Pozdrawiam!
DolceVita80
28 marca 2013, 23:27O a gdzie mieszkasz?. Bo Mi chodzi po łbie uzbieranie kasy na wylot do Australii na program praca i nauka około 4024 AUD. A co za tym idzie rzucenie w diabły za jakieś 4 lata pracy tutaj. Oj skąd Ja to znam - cały czas muszę trzymać emocje na wodzy! A że jestem na wyczerpaniu to muszę odpocząć!