No i doszłam do wniosku , że jednak trochę lepiej mi szło z Vitalią, a właściwie z ludźmi na Vitalii.
Po prawdzie to nie pisałam również i dlatego , że mi zwyczajnie jest wstyd.
No tak, a wstyd jest paraliżujący .
Powoduje ,że uciekam w życie wirtualne, odsuwając w nieskończoność konieczność stawienia czoła prawdzie.
I na dodatek wkoło słyszę ..............dasz radę , ty , taka twarda baba.
Jasne, daję radę.............tyle ,że wirtualnie, a w realu bujam się o okolicy 150 kg. No potworny wieloryb .........nie obrażając wielorybów ...oczywiście .
Sezamek ma rację ..........ĆWICZENIA.
Ona mnie zna ale ma mnie juz chyba dość . Ale z drugiej strony ile można walczyć o drugą osobę, która stosuję technikę ...." dobra dobra , dam radę"
Znacie to. Jasne . To bardzo prosta technika na życie , pod jednym warunkiem.
Wszystko jest ok , dopóki nie trzeba danej obietnicy zrealizować tak naprawdę.
I tu zaczynają sie schody.
No żywcem sie nie da. Wręcz całym organizmem bronimy się przed wykonaniem danej czynnośći.
No np. ćwiczenia. Kurde - niby proste - wstać z fotela i pomachać odnóżami , albo się poschylać i takie tam inne. Nic trudnego - wręcz prymitywnie proste.
taaaaaaaaaaaaaaaaaa
Ale za to jaka skomplikowana jest motywacja na rzecz nie ruszenia dupska z fotela. No i oczywiście ZAWSZE sama siebie przekonuję , że nie mogę właśnie teraz ćwiczyć .
A ile obitnic już nie dotrzymałam kurde - jakby taka niedotrzymana obietnica ( niedotrzymana li tylko z lenistwa ) była JEDNYM KILOGRAMEM ubywającym z mojego cielska, to bym była dzisiaj chudsza niż TWIGGY.
No , naprawdę.
No więc dobrze .
Wróciłam. Znów będę walczyć , Pewnie naobiecuję sobie co tylko mi ślina na język.................
Ale co tam , niech tylko co 5 obietnica sie uda to już jest lepiej niż się działo ze mną przez ostatnie 3 miesiące.
No i jeszcze coś. Wczoraj doczytałam do końca na ONECIE - 10 powodów , dlaczego nie chudniemy. Tak mnie to wkurzyło, że kupiłam pół litra wiśniówki lubelskiej i zostało z niej dzisiaj tylko 100 gram. - resztę wlałam w siebie
Piłam sama ( mąż nie pije) jak rasowy ochlaptus.
I nawet nie użalałam sie nad sobą. Po prostu byłam wściekła.
Nie konkretnie na coś czy na kogoś ......nie . Tylko po prostu ................wściekła.
No a dzisiaj ..............koszmarny KATZ.................matko jedyna , ostani taki "tuput mew" to miałam jakieś 10 lat temu.
No i w myśl zasady - na katza najlepsza ciężka praca - odwaliłam dzisiaj znacznie. robótek domowych niż bym normalnie zrobiła.
Po dwu godzinnej drzmce po obiedzie , w końcu doszłam do siebie i cóż.............
Odchudzanie czas zacząć.
Ważę w tej chwili jakieś 152 kg. Moja waga pokazuje jeszcze 151,8 kg a potem już tylko errr
Przedwczaraj było 150,9 a wczoraj już errr.
Więc myślę , że jest ok. 152kg.
i tyle.
Wróciłam i już.
SEREMKA
3 października 2010, 23:35ja tam nie wiem czy schudniesz czy nie,czy jesteś na tyle silna i czy dasz radę,tak samo jak nie wiem czy mnie się to kiedyś uda.Wiem,że to możliwe-ot choćby wspomniany Sezamek-z wieloryba w szprotkę się zmieniła-widać więc że można...Ja póki co nie znalazłam w sobie tej zaciętości i wytrwałości.wciąż mam sporo takich dni,że żyję by jeść.Mam dni,że leżę cały dzień w łóżku i ręką czy nogą ruszyć się nie chce.Z pełną premedytacją odrzucam walkę o swoje marzenie.Mam zrywy-kiedy walczę ostro a swoim entuzjazmem zarażam innych...tylko,że zrywy na nic się zdają,szybko mijają...no więc wracając do wątku pierwotnego-nie wiem czy dasz radę,ale bardzo się cieszę,że wróciłaś.bo to chyba znaczy,że nie rezygnujesz,że tej siły w sobie szukasz...życzę Ci by jak już ją znajdziesz -z rąk Ci się nie wymknęła.
asik280
3 października 2010, 20:22moja mama w lipcu ubiegłego roku ważyła więcej niż ty!! W grudniu miała już 25kg za sobą!! więc w 5mies schudła tak dużo. Potem odpuściła sobie i po prostu oscyluje w wadze 115-120 nie odchudza się tylko pilnuje wagi i jak jest skok zaciska pasa. Teraz już przechodzi na dietkę bo chce w końcu zobaczyć 9 z przodu!! Mam nadzieję że Tobie też się to uda. Pozdrawiam i życzę samozaparcia i wiary w siebie bo to najważniejsze!!
moniq1989
3 października 2010, 20:16Kochana powoli do celu, a będzie dobrze. Dobrze, że tu wróciłaś. Pisz codziennie co jadłaś i licz kalorie. I proszę Cię nie przchodź na żadną dietę 1000, a na 1800, a nawet 2000kalorii, pod warunkiem, że będziesz się ruszać. Trzymaj się ciepło. Możesz na mnie liczyć:*
Kayleigh4
3 października 2010, 20:04I dobrze żeś wróciła jako i ja ;) Trzeba się wziąć w końcu i zrzucić bo to niepodobna tyle na grzbiecie co my nosić.