Muszę przyznać że jak żadnego roku udało mi się nie przytyć w święta! A nawet tendencja spadkowa, bo o ile nie wykazałam tego na pomiarach, brak czasu ale też nie chciałam by zostało tak na stałe, to miałam jakieś takie kilku dniowe rozchwianie przed świętami i mi się wtedy przytyło:/ tzn. spowodowane to było chyba zatrzymaniem się wody w organiźmie, kupiłam w aptece detox za jakies 10 zł, bo już czułam że nie dam rady sama, i sie ogarnełam, pomogło.
Zima, a szczególnie brak słońca daje mi się nieźle we znaki, jak jest słonko jest dobrze a jak nie to lyyypa, spada mi pozom endorfin i juz:)))
W daleszym ciągu biegam. Nie mam jakiś mega osiągnięć ale moje ciało czuje się z tym mega dobrze. Dobrze śpie! Jestem pełniejsza energii! I jakimś cudem ustrzegłam się choroby, podczas gdy wszyscy w domu leżeli z grypą! Ja, która odporność miała jak niemowle! Tak więc z samego tego będe biegać! Może nie codziennie, ale przynajmniej co drugi:))
W Święta się nie przejadłam w sumie była taka możliwość ale tak serio to tylko wczoraj zgrzeszyłam troche podjadając ciasta (3 bit):p za to pobiegałam (całe poł godziny!) a poźniej wytańczyłam:D Więc bilans powinien być koło zera.
Teraz kombinuje jak złapać motywacje na pozostałe 7 kilo:? Bo już zaczyna być fajnie, i myśle że może gdybym wyznaczyła sobie cel 55 to byłoby super! boje sie że będe musiała zmieniać garderobe, spodnie mam 38 i to kilka nowozaupionych par:)))) Więc może to 55 do wielkanocy, ew 54 jak się da a mega chudość czyli 50 zostawie sobie na lato:)
Taaak, tak muszę zrobić:)))