WIELKIE ODJAZDY
1. 19.05.2002r. (niedziela),
2. 11.03.2005r.(piatek),
3. 13.11.2006r.(poniedziałek).
4. ........
tak było za pierwszy razem
Gdy pierwszy raz (maj 2002) postanowiłam skończyć ze sobą i wszystkim. Miałam wtedy ciężko depresję. Chodziłam do psychiatry i psychologa. A właściwie - byłam do tego zmuszana, zaciągali mnie na siłę i kazali rozmawiać. Gdy się sprzeciwiałam, dostawałam niezły opieprz, więc wolałam iść. Lekarze przepisywali mi dużo leków (psychotropów), tak na zapas. Ufali mi, więc brałam sama i całe zapasy miałam u siebie. Było tego naprawdę dużo, a przy mojej depresji dostawałam naprawdę silne prochy.
Dokładnie 19 maja, spotkałam się z kilkoma znajomymi, ogólnie miałam zakaz ruszania się z domu, obserwowali każdy mój krok. Wszyscy szaleli po imprezach, chodzili do kina, mogli zostawać na dworze do której chcieli. A ja? Ja siedziałam w domu i wysłuchiwałam codziennych awantur. W moim domu zawsze brakowało? wszystkiego. Nie miałam żadnych perspektyw. Gdy chciałam coś osiągnąć, podcinali mi skrzydła. Tego dnia nie wytrzymałam.
Gdy wróciłam do domu, zrobili mi straszną awanturę. Chyba tylko Bóg wie o co im chodziło. Byłam kompletnie załamana. Cały świat zwalił mi się na głowę. Długo nie myśląc wzięłam plecak i wróciłam do stolicy gdzie miało się wszystko zmienić a tu się skończyło. Wzięłam wtedy 72 tabletki. Brałam kolejną garść i płakałam. Myślałam wtedy tylko o tym, żeby ten koszmar się skończył. Do dzisiaj pamiętam, jak kręciło mi się w głowie po każdej następnej dawce. Wreszcie zasnęłam. Po kilku godzinach moja znajoma przypomniała sobie, że ma do mnie sprawę, ale już nie mogła mnie dobudzić. Uderzyła mnie wtedy w twarz tak, że miałam ślad przez ok. 2 tygodnie. Zawieźli mnie do szpitala. Umierałam im w rękach. Chciałabym zobaczyć wtedy ich miny. Po przywiezieniu do szpitala lekarze nie dawali mi dużych szans. Zrobili mi płukanie żołądka, podłączyli respirator i czekali. Całe 8 dni. Po obudzeniu się ze śpiączki zobaczyłam twarz, przez którą chciałam skończyć ze sobą. Widziałam sztuczne łzy. Rzygać mi się chciało na ich widok! Po 2 tygodniach spędzonych na OIOM-ie trafiłam na odział otwarty, gdzie przeleżałam jeszcze miesiąc. To były dni trudnych rozmów, bólu i cierpień. Po wyjściu ze szpitala wszystko zaczęło się od nowa. Niczego się nie nauczyli. Po niecałym miesiącu "wolności" zamknęli mnie na oddziale zamkniętym . Przeszłam tam prawdziwą szkołę życia. Po trzech miesiącach moja psychika wysiadła i uciekłam. Wróciłam do tego cholernego domu. Z każdym dniem było gorzej. Wszystko się psuło, mówili mi takie słowa, że czasem wątpiłam w to, że są moją rodziną.
Żałowałam, że żyje i chciałam uciec od swoich problemów. Znalazłam towarzystwo - wtedy odpowiednie. Byłam z nimi codziennie. Zaczęłam brać wszystko co było pod ręką doszłam do amfy. Ten bunt skończył się 12 czerwca 2003r. Kłótnie tak mnie męczyły, że nie dawałam rady. Tego dnia wzięłam 96 tabletek mojej babci(na serce). Były to silne leki, bo moja babcia jest chora. Pamiętam, jak brałam kolejną garść, jak płakałam, jak powstrzymywałam się, żeby nie zwymiotować. Miałam pustkę w głowie, ale jeden cel - UMRZEĆ! Tamtym razem napisałam list. Powiedziałam im wszystko. Następne tygodnie spędziłam w szpitalu. Wtedy postanowiłam, że teraz już nie będę niszczyć siebie. Teraz zniszczę ich.
Może tak musi być, a może to ja jestem inna. Wszystko co było, zaczęło się od nowa. Ja już nie chcę tak żyć! Ci ludzie, którzy nazywają siebie moimi znajomymi, przyjaciółmi, moją rodziną zniszczyli mi całe życie. Zniszczyli mi cały najlepszy okres w życiu.
A potem już było łatwiej zawsze znalazł się jakiś drobny pretekst. I dopóki wszyscy nie zrozumią co mi robią, dopóty ja będę to robić. Bo łatwo jest obiecywać ala ja w obietnicę już nie wierzę. Ot i cała filozofia