Wczoraj wróciłam z zakopca było cudnie !!!! no może z jednym małym minusem ale o tym potem.
Kwatera ładnie położona, z okna widać Giewont, 2 min. od stacji PKP. 19 lipca o 7.20 zaczęła się moja przygoda z górami. Na miejsce dotarłyśmy bez większego trudu, po krótkim odpoczynku udałyśmy się na pierwszą wycieczkę, naszym celem była Gubałówka którą obeszłyśmy na wszystkie możliwe sposoby. W tym roku postanowiłyśmy ją zdobyć o własnych siłach więc po 1,5 godz. wdrapałyśmy się na szczyt potem przeszłyśmy się na Szymoszkowa i zrobiłyśmy sobie przejażdżkę góra/dół potem poszłyśmy na Butrowy i chciałyśmy zejść szlakiem bo rok temu tu zjeżdżałyśmy ale że trochę się zamotałyśmy postanowiłyśmy wrócić na dół tą samą drogą co wchodziłyśmy. Potem jeszcze spacerek po Krupówkach i można było iść do domku ale Kasię tak spiekło słonko że musiałyśmy zahaczyć o apteką zresztą podczas całego naszego pobytu temperatura nie spadała poniżej 32 stopni !!!!!!!!!!!!
Drugi dzień minął nam na szlaku Doliny Pięciu Stawów. Przy schronisku widziałyśmy akcję ratunkową / helikopterem GOPR /. W drodze powrotnej wszystko już nas rozbierało pogoda ? żar z nieba i nogi- mięśnie też zaczynały dawać znać o sobie, wiedziałyśmy że jutro musi być łagodny szlak bo nie podołamy.
Jednak to co przyniósł kolejny dzień tego nie było w żadnych planach. Rano wstałam normalnie jakby nigdy nic i przygotowywałam się do wyjścia a kiedy ja już byłam gotowa Kasia stwierdziła że nigdzie nie idzie bo jej się nie chce i żebym ja poszła sama bo ona chce być sama i razem wyjdziemy wieczorem. Mi samej się nie bardzo uśmiechało aby chodzić bo w końcu przyjechałyśmy razem. I tak od słowa do słowa sprawiło że cały dzień przeleżałyśmy każda na swoim łóżku bez słowa ale to był dopiero początek dnia bo wieczorem Kasia się wyszykowała i chciała iść na pizzę ale ja rzecz jasna miałam już swojego focha i nic z tego, poszła sama. A ja zostałam sama, zadzwoniłam sobie do domu i jeszcze bardziej rozjebałam sobie humor. Złapałam doła i tu już był krok do moich prochów, upewniłam się tylko że Kasia wyszła i sięgnęłam do torby połknęłam całe opakowanie proszków nasennych/16/, opakowanie wyrzuciłam do kosza na korytarzu i położyłam się do łóżka miały zacząć działać po 30 min ale nawet po godz. nic mi nie było no może poza tym że było mi strasznie duszno i byłam cała mokra, w końcu część zwymiotowałam a kiedy wróciłam do łóżka trzęsłam się całą jak galaretka i brakowało mi tchu, miałam ochotę powiedzieć Kasi kiedy wróciłam czego może być świadkiem następnego poranka ale stwierdziłam że to i tak nic nie zmieni więc co ma się stać niech się stanie.
Rano wstałam bez większych problemów a proszki które miały być takie skuteczne jak zapewniała farmaceutka w aptece nie zadziałały. Rano wstała też Kasia obie chodziłyśmy bez słowa ale ja była gotowa żeby iść sama bo w końcu nie przyjechałam tu siedzieć w pokoju to mam na co dzień tylko chciałam coś zobaczyć. Bez słowa wyszłyśmy z domu i tak prawie pokonałyśmy cały szlak na Giewont, odzywając się do siebie tylko służbowo. Wszystko się zmieniło kiedy dotarłyśmy na sam szczyt, kiedy pokonałyśmy łańcuchy, kiedy dotknęłyśmy krzyża, wszystko pękło i było jak pierwszego dnia.Wracałyśmy Doliną Strążyska i też przy schronisku pomyliłyśmy ścieszki i zafundowałyśmy sobie wycieczkę po ulicach zakopca!!!
Następny punkt naszego wypadu to Słowacja a dokładnie Tatrzańska Łomnica, Hrebienok - Stary Smokowiec.
Ostatniego dnia maiłyśmy jechać na Dolinę Kościeliską ale darowałyśmy ją sobie jednogłośnie. Wstałyśmy sobie o 9 spakowałyśmy i przed południem wyruszyłyśmy na Krupówki na spacer i na pamiątkowe zakupy.
renataromanowska
27 lipca 2007, 11:54ZAZDROSZCZĘ bo kocham ZAKOPANE!!!