Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
przemyślenia na koniec dnia


Znowu  przebimbałam cały dzień. Poszłam do kościoła, przewietrzyć buty, pierwszy raz od świąt. Za pisanie też mi się nie chciało wziąć, co prawda przejrzałam dokumentację Anety ale jak zobaczyłam całe te zawiłości: dom dziecka, sąd, rodzice i opiekunowie prawni to zrobiło mi się nie dobrze i to odłożyłam. A czas leci ?" zostało już tylko 4 miesiące a ja stoję w martwym punkcie. Może od jutra? Tak to dobry pomysł od jutra. Napiszę konspekty swoje i z wizytacji.

Nie wiem czemu ale  dziś zajrzałam na strony z angielskim. Może  dlatego że w moim komie jak już coś nawali to wyskakują komunikaty po ang.!!! I zaczynają się schody. Fajne są ale niestety nie dla mnie, za dużo czasów za dużo wszystkiego, ja nigdy nie byłam orłem z polskiego zawsze wolałam ścisłe przedmioty, przecież na sile nie da rady,  dużo bym dała żeby choć trochę kumać ale jak tylko coś zaczęłam czytać to zaraz głowa mnie rozbolała i taki finał.

Dziś mijają trzy miesiące od kiedy założyłam Internet i zaczęłam prowadzić swój pamiętnik. Miał być o odchudzaniu a jest o życiu. Co się od tego momentu zmieniło? Chyba nic, wszystko po staremu: na dietę nadal nie przeszłam i chyba już nie przejdę, problemów nie ubyło a nawet chyba jest ich więcej, matka nadal baluje i to w dosłownym tego słowa znaczeniu bo nie ma jej w domu, a sprawy sercowe to chyba nie lamnie bo Roberta cały czas zbywam. Swoją  drogą ma chłopak cierpliwość, ale nie tylko on bo ja tak do wszystkich. Wizytę u lekarza też odkładam.

 Jedno może się zmieniło, ociepliły się kontakty z Kasią ale nie wiem czyja to zasługa, chyba w dalszym ciągu to ja się jej narzucam ale jedno sobie obiecałam, że choć bardzo chcę Się z nią spotkać to już jej o to nie poproszę. Robiłam to chyba z pięć razy w ciągu ostatnich  miesięcy a ona niby nie odmawiała ale wszystko umierało śmiercią naturalną więc poczekam na jej ruch.

Uświadomiłam sobie niedawno, a dziś mi to wypomniano !!! że życie mi ucieka. Zbliża się wielkimi krokami do 30-tki, a nie mam jeszcze tak naprawdę niczego swojego. Nie chodzi mi tu o dobra materialne, chociaż ich też nie mam, ale o rodzinę  własną, czyli męża i dzieci.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.