Cześć dziewczyny :)
W tym tygodniu dietka na 90% OK, ćwiczenia 50% tylko... a czemu?
Ano temu, że na własne życzenie jestem dzisiaj pod mega presją, mam wyrzuty sumienia, które mnie paraliżują, co z kolei powoduje niemoc i dalsze zwlekanie w wykonywaniem pewnych ważnych zadań, obowiązków... piękny przepis na efekt kuli śniegowej, tylko że tutaj rolę płatków śniegu odgrywają odłożone na potem sprawy plus wyrzuty sumienia... taka brudna śnieżka z kamieniami :(
Nie wiem jak to przerwać :/
Może wy macie na to sprawdzone sposoby...
Generalnie powiem wam, że ostatnio odkryłam iż niedoczynność tarczycy spowalnia nie tylko metabolizm... ale również działanie mózgu :( Serio.
Kiedyś intelekt był moim największym atutem, skończyłam kilka kierunków studiów, prowadziłam wykłady, uczyłam innych, nauki ścisłe no problem, nauki humanistyczne no problem, język obcy no problem, moje projekty artystyczne i projektowe - no problem... i stało się. Dwa lata temu myślałam, że jestem po prostu przepracowana i zmiana miejsca zamieszkania oraz zamieszanie z tym związane tłumaczą moje jakieś takie rozluźnienie i niechęć do MYŚLENIA, do jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego... Pisałam wam, że zapadłam wtedy na coś w stylu snu zimowego (depresja, tycie i takie tam). Jednak nie pisałam, że to kolosalnie źle wpłynęło na mój mózg. Dopiero dzisiaj widzę jak strasznie wtedy wegetowałam, jaka otępiała byłam. dzisiaj oceniam, że wtedy mój mózg działał na jakieś 20% normy, w porównaniu do stanu wyjściowego z początku, na teraz oceniam pracę szarych komórek na około 75% pełnej mocy... jest to dziwne uczucie, JA, kiedyś mega niezależna kobieta, bussinesswoman, itd... teraz nie potrafię sobie poradzić z prostymi sprawami, zapominam słów, nauka nowego języka idzie mi jak po grudzie, jest oczywiście coraz lepiej, bo biorę leki na tarczycę i mam na 80% prawidłową suplementację (ostatnie suplementy w drodze), jedna czuję tę dysfunkcję :(
Mało kto pisze o tym jak tarczyca gnoi mózg, pamięć, myślenie... Jak ciężko się myśli przy nieuregulowanej niedoczynności, to jest koszmar, piekło... jak Alzheimer. Oglądaliście może film - Motyl Still Alice? Obejrzałam w zeszłym tygodniu i mnie olśniło... czułam się i czasem jeszcze się czuję jakby mój mózg działał niczym silnik do którego ktoś sypnął piachu... Modlę się aby ten proces otępienia zniknął całkowicie, bo męczę się strasznie z takim odwlekaniem spraw (PROKASTYNACJA)...
A co mnie gnębi na teraz? Na dwa tygodnie temu miałam zrobić raport dla księgowości z firmy męża, codziennie do tego siadam i robię wszystko tylko nie to. Pomijam fakt, że nie cierpię papierkologi, nie lubię po prostu. Nie jest też to trudne zadanie, a jednak siedzę i nie mogę się do tego zabrać kolejny dzień :( Co to powoduje w mojej głowie? STRES, WYRZUTY SUMIENIA, poczucie beznadziejności :( To wszystko mnie paraliżuje, rozrasta się na inne sfery życia, np. mniej treningów... na szczęście ta zaraza JESZCZE nie przeszła na dietę, ale boję się że jeśli nad tym nie zapanuję, to i do sfery żarcia to cholerstwo dojdzie i zawalę :(
Boże, jak może dorosła kobieta mieć takie problemy? To niepojęte a jednak :(
Dodam, że mam też 2 sprawy urzędowe, które odwlekam 2 lata !!! jedna z nich, kiedy ją załatwię, czyli pójdę do urzędu i złożę kilka podań, spowodują wpłynięcie na moje konto 50 000zł a ja od dwóch lat siedzę i nie mogę się do urzędu przejść!!! Dramat, to pokazuje jak bardzo, bardzo krytyczna jest (była) moja sytuacja intelektualna. Druga sprawa, kredyt na mieszkanie we frankach, wiem że kiedyś dałabym radę tym draniom z banku i wybroniłabym chałupę, dzisiaj nie mam siły i mieszkanie zabierze bank (już się z tym pogodziłam). Najgorsze, że teraz kiedy się przebudzam, mam pełną świadomość ile spraw zawalam, a to powoduje kolejny stres, który mnie paraliżuje. RATUNKU !!!
Może ta spowiedź przed wami mi trochę ulży i dam radę ogarnąć te sprawy, bardzo bym chciała... znowu żyć pełną piersią...
Ma ktoś pod ręką jakiś kop w dupę dla mnie?
Nordica
myszka12.01
14 sierpnia 2015, 11:22Jejjkkku mam tak samo, popadam czasami w taka beznadziejnosc ktora mnie totalnie paralizuje, zamiast sie wziasc w garsc to kolko sie tak toczy
Nordica
14 sierpnia 2015, 11:36te "Stany odmienne świadomości" czasem wracają... jeszcze... ale mam coraz większą siłę aby z nimi walczyć i coraz częściej zwyciężam, więc i dla Ciebie jest nadzieja :), dla każdego... to najtrudniejsza praca, bo nad sobą we własnej głowie... i och żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce :P
chuda.2015
4 sierpnia 2015, 11:54Najbardziej gnoi mozg depresja, mozesz sobie sprawdzic, jakie spustoszenia, gorzej niz u alkoholika. da sie jednak nadrobic obumarle neurony iloscia polaczen pomidzy tymi,ktore pozostaly. Przy kataklizmie jaki robi depresja w mozgu, efekty tarczycy - to pikus.
Nordica
5 sierpnia 2015, 09:33no widzisz, dzięki za potwierdzenie :) Nigdy więcej w życiu depresji, a kysz... :)
Mycha34
2 sierpnia 2015, 22:57O, rany, skąd ja to znam! Mam dokładnie to samo. W pracy czasami się zawieszam, odkładam sprawy na później, czas leci, mega stres.
Nordica
2 sierpnia 2015, 23:04no właśnie... a ja walkę z moimi demonami toczę cały weekend i raport już na ukończeniu... nie pójdę spać dopóki go nie zrobię... i kropka!!!
Anpio7
31 lipca 2015, 22:52Witaj :) Trafiłam przypadkowo, ale miło się Ciebie czyta i po części doskonale Cię rozumiem - nie chęć do myślenia, odkładanie spraw .... przechodziłam to - czyli stany lękowe. Trzymam kciuki za ogarnięcie się, a jak nie to szukaj profesjonalnej pomocy. Fajne te kamyczki w słoiczkach, taki motywator namacalny - może i Ja sobie coś takiego zafunduje. Pozdrawiam serdecznie Ania :)
Nordica
1 sierpnia 2015, 00:19witaj :) dziękuję :) Mam pomoc ze strony rodziny, mocno mnie wspierają ,szczególnie teraz kiedy nauczyłam się prosić o pomoc :) Kamyczki są i jutro na pewno kolejny przespaceruje się do drugiego słoiczka :)
dee79
31 lipca 2015, 14:52Kopa w dupe nie mam pod ręką, ale... ja mam jeden myk na nie-odkładanie-małych-spraw-na-później :) Nie chodzi mi tu o big things (raport, sprawozdanie) ale o małe gówna, które codziennie trzeba robić, a się po prostu nie chce (zmywarka, pranie, blaty, czy choćby posprzątanie biurka, przy którym pracuję).. Zasada jest bodaj od Grzesiaka - dla mnie w sam raz jest lekko zmodyfikowana wersja. W oryginale: jeśli coś zajmuje do 2 minut - zrób to od razu. Ja mam wersję do 5-10 minut (tu sobie zostawiam pole manewru). Odkąd stosuję (a będzie już któryś tydzień z rzędu) działa i się sprawdza. W domu w miare ogarnięte (co przy 3 psach i kocie jest wyzwaniem). W pracy mniej więcej wszystko zorganizowane, nawet mam czas na A6W, czy krótkie dywanówki (które trwają do 10 min). No i generalnie mam więcej czasu dla siebie. To tyle w temacie. Lecę zrobić mój piątkowy wpis ważeniowo-mierzeniowy :) Powodzenia :)
Nordica
31 lipca 2015, 16:26dzięki Dee :), właśnie od tego zaczęłam dzisiaj. Zrobiłam spowiedź i właśnie siedzę nad raportem. Mało tego postanowiłam ten weekend poświęcić na grzebanie w bagnie i wyprostowanie moich wszystkich spraw urzędowych, bankowych i innych... brrrr... :). Lista jest długaśna :) Koniec z odkładaniem, trzeba zrobić, zapomnieć i cieszyć się życiem :)
karaluszyca
31 lipca 2015, 14:26ja wiem, że moja rada może będzie banalna, może nawet uznasz, że wręcz głupia w stosunku do Twoich problemów. Powiem co mi od jakiegoś czasu pomaga układać sobie życie. Ja sobie planuje. Wypisuje w punktach co mam zrobić i przybliżone godziny. Planuje z dnia na dzień. Zajmuje mi to kilka minut. Następnego dnia, zaznaczam co zrobiłam, oznaczam co zostało i przerzucam na następny dzień, ale zastanawiam się, co takiego się wydarzyło, że prosta rzecz a mi umknęła. Takie planowanie jest fajne, pozwala odzyskać kontrolę nad tym co się dzieje w naszym życiu. A jestem straaaasznym roztrzepańcem. Trzymaj się :)
Nordica
31 lipca 2015, 14:31dzięki :) Ja też stosuję ten sposób, mam setki kartek na których zapisane są rzeczy do zrobienia i te kartki sobie leżą a ja wiem co tam jest zapisane i ich konsekwentnie unikam :P. Nawet mam taką kartkę na ścianie przylepioną z datą 3 listopad 2014 i to co tam zapisałam 80% nadal pozostaje nie zrobionych... ech. Im bardziej się przebudzam, tym więcej takich kwiatków zauważam i to mnie dobija :(. na razie nie poddaję się i robię listy i odhaczam coraz więcej punktów :)... tylko,że to trwa zbyt wolno, sero. jakbym była swoją własną szefową to bym się zwolniła dyscyplinarnie ;) :) jestem perfekcjonistką, kiedyś to opisze w osobnym temacie i to tez nie ułatwia wielu spraw :) oj nie ułatwia :)
karaluszyca
31 lipca 2015, 22:16chyba tak, perfekcjonizm dla kogoś patrzącego z boku, wydaje się darem niebios :D ale dla samego perfekcjonisty, to chyba mordęga :) chyba czasem trzeba sobie dopuścić...odetchnąć. Z drugiej strony łatwo powiedzieć. Może wyznacz sobie małe kroczki, jakieś malutkie cele. Nie rób całości za jednym zamachem, podziel na etapy, na kilka dni. Chyba trochę Cię rozumiem. Życzę Ci, żeby wszystko jak najszybciej wróciło do normy.