Zdecydowałam się.
Ostatnia próba poradzenia sobie z moim problemem bez udziału specjalisty. Chociaż doskonale zdaję sobie już teraz sprawę na co choruję. A choruję od 5 lat...
Zaczęło się niewinnie.
Jedzenie przed telewizorem, po szkole... zaczęłam nieświadomie utrwalać schemat, że jedyną formą relaksu staje się właśnie jedzenie. Oczywiście rano nie było mowy o śniadaniu. Cały dzień w biegu, zatem niewiele przekąsiłam i powrót do domu. Wtedy trzeba odpocząć i zjeść... i niby wszystko ok. przecież wiele ludzi w dzisiejszych czasach prowadzi taki tryb życia. Jedzenie przed telewizorem, jedzenie w kinie (o zgrozo), jedzenie przy nauce, przed komputerem...dla mnie to był początek końca...
Aby przedłużyć błogi stan jakie dawało uczucie jedzenia należało... jeść więcej.
Z czasem pojawiły się wyrzuty sumienia i obietnice poprawy. I tak jest (nie, nie! właśnie dlatego tu jestem) BYŁO do dnia dzisiejszego. Wczoraj wieczorem... to uczucie nienawiści i obrzydzenia...
Wiem, wiem...to kolejne zachowanie kompensacyjne. Ale dla mnie ma to ogromne znaczenie. Nikomu do tej pory nie wspominałam o moim problemie... 5 lat samotnych zmagań. Jeżeli nie poradzę sobie w ten sposób to udam się na leczenie. Jestem zmęczona.
Chcę odzyskać swoje życie i dawną kontrolę nad nim.
Taka deklaracja zobowiązuje.
martizek
10 kwietnia 2015, 14:02Hej, też trafiłam tutaj żeby okiełznać moją bulimię. Ponoć świetnym sposobem na pierwsze kroki samodzielnej pracy jest przyznanie się przed samym sobą do tego że ma się zaburzenia odżywiania. Kolejna sprawa to nie tyle co to co mówią wszyscy tj. "rusz tyłek" czy inne takie. Kontrolowane pory posiłków! Dlatego ja kupiłam tu dietę, nie to że namawiam, po prostu dla mnie to jakiś sposób na odzyskanie kontroli i nie doprowadzanie do stanów głodu. Bo głód prowadzi do napadów jedzenia które sama wiesz dokąd prowadzą. Trzymam kciuki za Ciebie bo wiem jak to trudny proces. Będę zaglądać :)