Jestem załamana podejściem mojej mamy!!!
Zadzwoniła do mnie, żeby się spytać o moje zdrowie. Powiedziałam jej, że nie poszłam do pracy.
Tylko mnie wkurzyła, bo powiedziała, że
"to wszystko przez to moje odchudzanie".
Według jej teorii jestem osłabiona i wszystkie choroby się mnie czepiają, że tylko sobie szkodzę, że mogę się poważnie rozchorować, że jak bym normalnie jadła to na pewno bym się nie przeziębiła!!!
Oczywiście - już biorę pół kilograma kiełbasy i wpieprzam i od razu jestem zdrowa - kaszel przechodzi i z nosa nie leci!!!
A co to jest wg niej normalne jedzenie: na śniadanie pół bochenka chleba i jakaś wędlina, na obiad zupa pół na pół ze śmietaną, fura ziemniaków z kotletem smażonym na smalcu i na kolację druga połowa chleba z jakimiś dodatkami. Taki jadłospis króluje w moim rodzinnym domu. Tylko, że mama tak nie je, tylko innym tak serwuje. Od zawsze pamiętam, że nie jadłam tyle ile ja chciałam, tylko tyle ile mama uważała, że powinnam. Jak nakładała obiad, to prosiłam tylko łyżkę ziemniaków i jednego kotleta mielonego, to dostawałam trzy lub cztery ziemniaków(często polane jakimiś skwareczkami) i dwa kotlety, bo "one są takie malutkie".
I to ma wpływać na zdrowie???
Nie dam się, ale bardzo mnie to denerwuje ostatnio.
Może dopiero zaczęłam to dostrzegać???
Zadzwoniła do mnie, żeby się spytać o moje zdrowie. Powiedziałam jej, że nie poszłam do pracy.
Tylko mnie wkurzyła, bo powiedziała, że
"to wszystko przez to moje odchudzanie".
Według jej teorii jestem osłabiona i wszystkie choroby się mnie czepiają, że tylko sobie szkodzę, że mogę się poważnie rozchorować, że jak bym normalnie jadła to na pewno bym się nie przeziębiła!!!
Oczywiście - już biorę pół kilograma kiełbasy i wpieprzam i od razu jestem zdrowa - kaszel przechodzi i z nosa nie leci!!!
A co to jest wg niej normalne jedzenie: na śniadanie pół bochenka chleba i jakaś wędlina, na obiad zupa pół na pół ze śmietaną, fura ziemniaków z kotletem smażonym na smalcu i na kolację druga połowa chleba z jakimiś dodatkami. Taki jadłospis króluje w moim rodzinnym domu. Tylko, że mama tak nie je, tylko innym tak serwuje. Od zawsze pamiętam, że nie jadłam tyle ile ja chciałam, tylko tyle ile mama uważała, że powinnam. Jak nakładała obiad, to prosiłam tylko łyżkę ziemniaków i jednego kotleta mielonego, to dostawałam trzy lub cztery ziemniaków(często polane jakimiś skwareczkami) i dwa kotlety, bo "one są takie malutkie".
I to ma wpływać na zdrowie???
Nie dam się, ale bardzo mnie to denerwuje ostatnio.
Może dopiero zaczęłam to dostrzegać???
soualmia
8 lutego 2013, 09:41hmm miałam kiedyś w domu tak samo, ale na szczęście to się zmieniło, problem w tym że mama nie potrafi inaczej gotować. Dlatego od pewnego czasu ja gotuję obiady przez poniedziałek-piątek a mama sobata i niedziela ;) a co do tłuszczu to on nie podnosi odporności ;) raczej witaminki ;)
Elcia198111
4 lutego 2013, 18:16Wiesz co - nie dzwon do niej przez jakis czas...Nie odbieraj telefonow...moze sie troszke zmieni jak moja...Kiedy moja zaczela tak juz na maksa przeginac- wlasnie tak zrobilam...no troszke pomoglo...nie wiem na jak dlugo...ale pomoglo narazie.Wiesz co one sa nienormalne pchaja w nas- jako dzieci jestesmy wrecz upychane takim jedzeniem- a potem niestety ciezko jest sie odzwyczaic...a "troskliwe" mamusie wcale nie pomagaja w procesie odzwyczajania.....a raczej przyzwyczajania do normalnosci....
vitanitete
4 lutego 2013, 14:58To powiedz jej że to nie przez odchudzanie, jesz pełnowartościowe produkty które zawierają wiele witamin i tylko pozytywnie wpływają na odporność :)