Chyba pora na podsumowanie...
Trener zadowolony, dietetyk zadowolony, ja... przerażona...
Tą drogę już znałam, każda moja dieta kończyła się przy 100kg... I wystarczył mały impuls aby wszystko się skończyło. Ostatnio po 5 miesiącach wystarczył dzień dziecka... Wcześniej po 4 miesiącach dzień kobiet... A teraz za chwilę święta! Dietetyk powiedział, że trzy dni totalnej dyspensy od diety, a ja strach w oczach! Niby planuje co zjem, a później przeraża mnie myśl, że się nie zatrzymam.
Pogadałam wczoraj z głównym trenerem, powiedział, że średnio 2,5kg wzrasta waga przez święta i to normalne. A później trzeba działać dalej, treningi i tyle. Powiedział, że jak nie będę przychodzić to najpierw telefon, a później do pracy przyjadą:) Dobrze mieć takie wsparcie...