Dziewiąta 18stka mineła mi wczoraj. 26 lat, za 2 miesiące slub, a ja na wadze dalej 71. Ja wiem ze da się 5 kg chociaz zgubić, mialam to zrobic od marca, ba od stycznia, byly cwiczenia ale zawsze byl punkt gdy wszystk sie napietrzalo i nie wyrabialam...
Dzis nie ma bata. Co prawda wczoraj bylam jeszcze chora i jakos duzo nie jadlam, dzis jeszcze zawrot glowy taki mialam, naprawdę życie na krawedzi, rano zdazylam jedynie przegryzc kawalutek serniczka z brzoskwinią , łyki wody i poleciałam. Tu na pocztę tu tam i szybko do pracy. W pracy ani nie pilam ani nie jadlam, nie mialam ochoty a zreszta nic nie wzielam ze soba. Ogolnie nie mialam apetytu. Wrocilam do domu na spokojnie zjadlam makaron razowy z sosem pomidorowym i kurczakiem, niby takie a la spaghetti. Banana i 2 pietki z nutellą.
Teraz mam luz psychiczny, bo z niczym nie muszę się spieszyć, mogę spokojnie wypic zielona herbatę i wieczorem cos pocwiczyc:)