Wycieczka do Warszawa zakończyła się w znanym lokalu. Było do przewidzenia. Pizzę zjadałam. Dziwne, ale specjalnie mi nawet nie smakowała.
Na rehabilitację zdążyłam wrócić. Podczas machania nogą zobaczyłam gwiazdy. Dosłownie. Przez dłuższą chwilę myślałam, że oszaleję. Ból był nie do wytrzymania. I nawet nie zawyłam. Miałam piekielną ochotę uciec, ale sobie grzecznie przetłumaczyłam, że nadal żyję i równie grzecznie zgięłam po raz kolejny kolano. Powolutku. Bardzo powolutku. Zgięło się. I nie bolało. Nawet jak doszło do masażu to nie marudziłam specjalnie. Widać próg bólu podniósł mi się jakieś dwa piętra wyżej.
Jutro mam ciekawy dzień. Nie przepadam za ciekawymi dniami. Wolę zdecydowanie te nieciekawe.
Jedzenie:
kawa – 80
cola – 2
śliwki -100
pizza – 620
krem z brokułów 60
bułka 220
jabłka 72
pączek 42
twaróg 40
Razem: 1236
waga: 91,9