...pojawiam się i znikam, dosłownie i w przenośni - chudnę i znów tyję, wchodzę na dietę i po kilkunastu dniach ją "rzucam", będąc na diecie codziennie loguję się na Vitalii, by znów w okresie łakomstwa nie zaglądać tu wcale.
Za kilkanaście dni skończę 40 (!!!) lat... Ten bodziec spowodował, że dziś wiem, iż przyszedł czas na: teraz albo nigdy. Wiem, że jeśli tym razem polegnę już nigdy nie uda mi się schudnąć, już nigdy nie wcisnę się w rozmiar 38, ba nawet 40, nawet 42, nawet 44 tylko będzie coraz gorzej i gorzej, aż ocknę się jako sfrustrowana baba z kompleksami, zażerająca swoje kompleksy, swój stres i swoją kobiecość.
Od tygodnia, tj. 03.03 jestem na diecie pod opieką dietetyczki. Na razie nie korzystam z diety Vitalii, ale nie wykluczam, że na nią "wejdę". Mam ułożony jadłospis na 2 tygodnie, które mam powtarzać przez miesiąc. Efekty są :) - przez tydzień minus 2,5 kg. Wkurzam się, bo nie lubię gotować. Wiem też, że moja obecna figura to efekt nie tylko łakomstwa i obżarstwa (tak, tak rzeczy trzeba nazywać po imieniu), ale w głównej mierze efekt lenistwa - łatwiej na śniadanie pożreć czekoladę, popić colą, przekąsić w ciągu dnia jakiegoś fast fooda czy inne świństwo, niż zrobić sobie coś zdrowego.
Na dzień dzisiejszy nie mam tyle psychicznej odwagi, by opublikować fotografii swojej sylwetki. Mam nadzieję, że gdy osiągnę swój upragniony cel pokażę to zdjęcie jako moje "before" :) Stawiam sobie za cel, że zdjęcie "after" będzie moją motywacją.