Na Gubałówkę nie poleciałyśmy, ale i tak było nieźle, 10km jak nic+ćwiczenia po trasie na tricepsik (genialna ławeczka w lesie), czworogłowy uda na półmetku i brzuchy na finiszu, już na stadionie. Całkiem fajny poranek, biorąc pod uwagę 1629kcal spalonych i pożegnanych 55,3g tłuszczyku, he,he,he:)
Dietowo się trzymam, choć wczoraj był mały grzeszek na wieczór. Zwalam to na @@@, ale dziś odrobiłam. Waga stanęła, mam nadzieję, że paseczek jutro w prawo przesunę:)))
mkp1976
15 lipca 2012, 21:01Zawsze byłam, tylko wstyd mi było przed Wami, że biegać przestałam:(Dołożyłam rowerek po obiadku, ale rodzinnie, więc zawrotna prędkość w porywach do 13km/h. Senne tempo:)
MONIKA19791979
15 lipca 2012, 14:37ale ruchliwa sie zrobiłaś wooow-super:)
PANDZIZAURA
15 lipca 2012, 12:44A mnie się nie chce,może dlatego,ze nie mam towarzystwa i dreszcz wisi.Zostaje mi insanity.pozdrawiam :)))