Ku*wa. No miałam już dzisiaj jeść idealnie, ale zjadłam tabliczkę czekolady naraz. Sama do mnie przyszła. Dostałam ją. Taka z Tiramisu. Miała ponad 500 kalorii. Jedzenie jest jedyną rzeczą na świecie, która sprawia mi przyjemność, dlatego tak trudno mi odmawiać. To po prostu jest absurdalne. Moja przygoda AKA udręka AKA odchudzanie trwa tak już od... <myślę>... jeszcze od czasów podstawówki. Przeszłam przez to wszystko, znam na pamięć wszystkie zasady, liczniki, diety (tak naprawdę nie wszystkie, ale to lepiej brzmi). To już więcej niż basic knowledge. Brak mi siły charakteru. Sposoby motywacji, teksty motywujące etc - przerabiałam. Działało tymczasowo. Teraz została już tylko czarna dziura. Jak mieć motywację do odchudzania, jak nie ma się motywacji do życia (to nie depresja, to osobowość)? Tak w ogóle to u psychiatry i dietetyka już byłam. Jak mówiłam, duży bagaż doświadczeń. Opinię o tych instytucjach sobie oszczędzę, jako że wchodzą tu osoby nieletnie... Chociaż i tak mnie nie obchodzą. Wiem, że i tak byłabym nieszczęśliwa, nawet jakbym schudła (nawet nie umiem sobie wyobrazić siebie szczęśliwej ani zdefiniować szczęścia w moim przypadku), ale byłabym nieszczęśliwa z mniejszej ilości powodów oraz 'czułabym się lepiej w swoim ciele'. Ehh Jak to ohydnie brzmi, jak jakieś instagramowo-facebookowe trywialne hasło motywacyjne. Czuję niewysłowione obrzydzenie do tego typu rzeczy, no ale jak inaczej ubrać to w słowa? Jak jestem w domu, to nie mogę normalnie chodzić (to znaczy mogę, ale to jest nieprzyjemne psychicznie) w sensie, że uda się stykają, więc chodzę taka rozkraczona jak goryl. W miejscach publicznych nie ma optymalnej pozycji. Gdy już mam na sobie mega luźne ubrania, to i tak będzie widać drugi podbródek. Albo jak ręce są rozpłaszczone przy bokach to są niewyobrażalnie wielkie. Nie podobam się sobie. Nie akceptuję się. I nie dlatego, że mam problemy z samooceną, po prostu mam w domu cholerne lustro i cholerną wagę oraz działający wzrok, co prawda -2,5 dioptrii, ale mniejsza. Preferuję chudy look. Teraz się tylko zastanawiam, po co to piszę? Skoro jestem na 99,(9)% pewna, że nikt mi tu nie pomoże. Chyba naszła mnie ochota, by coś napisać, a tak głupio trochę pisać do komputera, bo to jak gadanie do siebie, wiec piszę do was. Widzicie? 'Inni mają gorzej' - kolejna wisienka...
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
fitnessmania
21 marca 2017, 11:16Musze się pochwalić, udało mi się w końcu schudnąć parę kilo, ale nie odbyło sie bez wspomagania, jest coś naprawdę dobrego, poszukajcie sobie w google - jak pozbyć się tłuszczu sposób xxally
KittyKatt
2 marca 2017, 23:37Cześć. Nie znam Twojej historii, ale widzę, że sytuacja jest do du... I lepiej nie będzie. Nie będę Ci truła tym, że oho pozytywne myślenie itp. Myślę, że tego nie chcesz, ale teraz masz już pewność, że ktoś ten wpis przeczytał i nie gadasz sama z komputerem :) Też mi było w życiu słabo, źle, niedobrze, więc w jakiś sposób Cię rozumiem. Ból istnienia i te sprawy. Czasami sobie myślę, że głupim jest łatwiej, bo mniej rzeczy widzą. A Ty wydajesz mi się inteligentna ( bez obrazy- to komplement) i może pocieszy Cię fakt, że u mnie też nie wszystko gra i rozbolał mnie ząb. Więc życzę Ci mniej powodów do zmartwień :)
Mizantropka
3 marca 2017, 06:20Za dużo Schopenhauera miałyśmy w czasach szkoły średniej ;)
KittyKatt
4 marca 2017, 18:38Zdecydowanie :)