... mogę też być chuda i szczęśliwa, średnia i szczęśliwa, młoda i szczęśliwa albo stara i szczęśliwa. Postanowiłam, że moje szczęście nie będzie opierane na kilogramach i centymetrach.
No dobrze, to nie jest żadne odkrycie, ale dzięki temu sama w sobie przyznałam się w głowie, że jestem zwyczajnie gruba. W mózgu zawsze miałam wersję siebie z wciągniętym brzuchem i dobrze zamaskowaną. Pogodziłam się ze sobą - taka właśnie jestem i w sumie nie czyni mnie to gorszą. To nie znaczy, że kończę odchudzanie i przystąpię do radosnej konsumpcji połowy lodówki. Wręcz przeciwnie, to zdejmuje presję z procesu odchudzania. Mogę spokojnie czekać na efekty, nie odczuwam nerwówki związanej z wynikami. Dieta i gotowanie zaczynają sprawiać przyjemność, ćwiczenia są bardziej z własnej woli. Mój mózg przestał się buntować faktem, że coś mu każę.
Ok, jestem sobie gruba. Nie będę taka zawsze, ale w tym momencie jest to jedyna dostępna wersja mnie.
Dieta? Dobrze, wczoraj byłam na naleśnikach z koleżanką. Zamiast "a, pofolguję sobie" wjechał gryczany naleśnik z warzywami. I wróciłam do domu piechotą.
Małe kroczki, ale zawsze na przód :)
CzystaKarta
19 lipca 2016, 09:05No i coś mądrego czytamy z rana :). Życzę Ci żebyś z uśmiechem i wytrwałością dążyła do celu.