Na wstępie wybaczcie mi, że nie odwiedzam i nie odpowiadam na komentarze przy wpisach. Widzę je, jestem mega szczęśliwa iż komuś chciało się moje drobniutkie wypociny przeczytać, ale harmonogram mam napięty jak plandeka na żuku i czas na takie sprawy zostawiam sobie na weekend.
Wczoraj i przedwczoraj ponownie, pokusa z każdej strony. Na szczęście, ciasto zniknęło już z lodówki (obdarowałam nim chyba niemal każdego) bez mojego udziału.Niestety, w lodowce zagościł sprite (to jakaś mania, żeby kupować rzeczy których nie mogę?). Zrobiłam łyka (łyczka tylko, serio) i było mi tak źle, że do końca dnia diety przestrzegałam wzorowo.
Śniadanie: twarożek + chleb pełnoziarnisty
2 śniadanie: kefir
lunch: sałatka z buraków i jabłek i fety
+ mus z truskawek 100g
__
w domu: bułek pełnoziarnisty z masłem makrelowym
kokajl z buraka, szpinaku i jabłek
garść malin no i glupi łyk sprajta
maly_puchatek
13 lipca 2016, 09:35Pamiętam jak kilka lat temu będąc na diecie naszła mnie wielka, przeogromna ochota za zupkę chińska vifona :) Kupiłam ją i zastanawiałam się: zjeść czy nie zjeść? Byłam bliska łez, bo nie wiedziałam co mam zrobić... Ostatecznie ją zjadłam, nie używając wszystkich dołączonych "przypraw" i czułam się z tym dobrze :) Teraz jestem zdania, że jeśli faktycznie ma się na coś wielką chęć to lepiej to zjeść niż się potem rzucić na to i pochłonąć więcej
jamida
13 lipca 2016, 08:03Nie popadaj tez w paranoje hehe