Dziewczyny..tak dobrze mi szlo od poczatku diety...mega zaparcie i mobilizacja..od poczatku diety czyli 22 luty z 72,8 zeszlo na 66....4 dni temu troche mi odpuscilo...w glowie mojej...mysle ze to wszystko jest w glowie...zachcialo mi sie znow parowki z majonezem i ketchupem o 22...zajadlam kilka lyzek miodem...porazka...
Dzis rano poukaladalam sobie znow...przetlumaczylam ze nie chce zmarnowac 2 miesiecznej walki i zmiany tybu zycia..tak naprawde do czego? do tego zeby znow wylewalo sie z spodni i spodniczke ktora ostatnio zwezalam musialambym znow powiekszac...bez sensu...wiec here i am....70 min hula..i zdrowe, rozsadne jedzenie! do dziela!