Zacząłem chodzić (maszerować) po uliczkach mojego miasta gdy parę lat temu, myślałem, że umrę gdy trzeba było przejść ok 1-1,5 km z jednego cmentarza na drugi... Dziś praktycznie pokonuję ok 6 km w 30 min....
Ostatnio, tj zdaje się, że we wrześniu, zacząłem próbować swoich sił w bieganiu... Było ciężko, przebiegłem (przetruchtałem) ok 30m i ... umierałem!! Zacząłem od biegu i marszu, tak by przełazić ok. 30 min. Takich treningów zrobiłem ok. 6 przerzucając się po woli na orbitek i szybkie marsze... Wczoraj wróciła chęć do biegania... Jestem w szoku przebiegłem bez zadyszki, po długiej przerwie (29.09 ostatni bieg) całe 500m (0,5km)!! SUPER!!
PS. Ruchu to ja nie zażywałem od 1995 roku po nawykowym zwichnięciu barku prawego... Gdzie byle jakie kichnięcie wyrywało mi rękę z barku...